sobota, 10 sierpnia 2013
10. Szalik, deszcz i dość przytulna kawiarnia
Dracuuusiu!-krzyknęła rozentuzjazmowana Astoria, zarzucając mu ręce na szyje. -Dracusiu, ten krawat bardzo pasuje do twoich oczu...
-Jest zielony. To zwykły krawat Slytherinu-zauważył z zażenowaniem chłopak. Jego oczy były stalowoszare, a dziewczyna bardzo głupia.
-Jak zwykle inteligentny, spostrzegawczy, taaaki strasznie mądry!-zaszczebiotała Ślizgonka, zarzucając swoimi długimi, blond włosami.
-Cóż... mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, ale to ma chyba pewne granice-mruknął znudzony chłopak. Wychylił się ponad głowę przyklejonej do niego Astorii pragnąc zobaczyć tylko ją. Siedziała do niego tyłem, całkowicie pogrążona w rozmowie ze swoją rudą przyjaciółką. Wywrócił oczami kiedy blondynka zaczęła ponownie szeptać mu coś na ucho, zmniejszając odległość między nimi do minimum. W tym samym czasie złapał kontakt wzrokowy z siedzącą parę stolików dalej Ginny Weasley. Widać nie słuchała już rozentuzjazmowanej nad czymś Hermiony, tylko pilnie obserwowała Ślizgona.
Wyszczerzył do niej zęby, próbując jednocześnie odciągnąć od siebie Astorię.
-Kobieto, proszę odczep się-powiedział cicho, jednak dziewczyna go nie słuchała.
-Już zawsze będziemy razem, Dracusiu!-krzyknęła, tak, że niemal każdy w gospodzie ją usłyszał. Przeklął w duchu, świadom, że teraz i ona bacznie przygląda się tej scenie.
Astoria zarzuciła mu ręce na szyje, trzepocząc rzęsami i pochylając się nad nim, co on skomentował jedynie grymasem obrzydzenia na twarzy.
-Proszę, nie!-szepnął bezgłośnie, kiedy zbliżała do niego swoje usta.
-Tak wiem, ja ciebie też-odparła Astoria, mocniej się w niego wtulając i kiedy już ich usta dzieliły milimetry, oddechy zaczęły się mieszać, a ciała niebezpiecznie stykać... zrzucił ją ze swoich kolan, nie mogąc pohamować wrednego uśmieszku, który mimowolnie wpłynął na jego twarz.
-Ups...-powiedział wielce zadowolony ze swojego wyczynu.
Astoria warknęła i mruknęła coś pod nosem ze złością opuszczając gospodę. Przez chwilę patrzył jak trzaska drzwiami i rusza uliczką zasłaną jesiennymi liśćmi by po chwili przenieść wzrok na podchodzącego do niego Blaise'a.
-Co ona znowu z tobą robiła?-spytał z zażenowaniem, posyłając przy okazji szeroki uśmiech siedzącej niedaleko Ginny.
-Napadła na mnie. Ta kobieta jest niebezpieczna. Co muszę zrobić, żeby zamknęli ją w Azkabanie?!-spytał Draco teatralnie wznosząc ręce ku niebu.
-Chyba powiedzieć, że wynajmujesz tam pokój-mruknął Zabini, otwierając kartę dań i ze znudzeniem przeczesując wzrokiem nazwy różnorodnych potraw.
-Zwariuję kiedyś!
-Tyle, że nie na jej punkcie-dodał Blaise wrednie się uśmiechając.
***
Siedziały dobre dwie godziny zanim postanowiły opuścić ciepły zakątek Trzech Mioteł i wyjść na ponurą, zimną ulicę Hogsmade.
-Mogę się założyć, że zaraz spadnie deszcz i wrócimy do zamku całkowicie przemoczone-stwierdziła Ginny opatulając się własnymi rękami. Wiatr wiał coraz mocniej rozwiewając jej poukładane włosy, a chmury zbierały się nad Hogwartem, zwiastując jeszcze bardziej nieciekawą pogodę.
-Czy w twojej głowie znajdują się jakieś pozytywne myśli?-zaśmiała się Hermiona zapinając guziki beżowego płaszczyka. Właśnie zawijała dookoła szyi szalik kiedy wiatr wyrwał jej go z rąk i porwał daleko za nią. Dziewczęta odwróciły się z dość zaskoczonymi minami.
-To chyba twoje, Miona!-krzyknął Blaise, przyjaźnie im machając.
-No i się zaczyna-stwierdziła Ginny nie mogąc powstrzymać rozbawionego uśmiechu. Razem z Hermioną podeszła do Zabiniego, który w towarzystwie Malfoya przyglądał im się z ciekawością.
-Dziękuję-powiedziała Hermiona, odbierając z rąk bruneta butelkowozielony szalik. Uśmiechnęła się delikatnie, jednak tym razem takie zachowanie nie wydało się podejrzane dla Dracona. Nauczył się ufać Blaise'owi. Nigdy się na nim nie zawiódł.
-Wiewiórko, co powiesz na spacer w tę piękną pogodę?-spytał Zabini kłaniając się dziewczynie, nie mogąc jednocześnie powstrzymać śmiechu.
-Bardzo chętnie-powiedziała ruda, pozwalając porwać się w stronę jakiejś bocznej uliczki.
Draco i Hermiona stali naprzeciw siebie nie bardzo wiedząc jak się zachować.
-Muszę iść-powiedziała w końcu Gryfonka, przerywając niezręczną ciszę.
-Poczekaj-poprosił, łapiąc ją za rękę. Odwróciła się, napotykając na głębokie, stalowoszare tęczówki, które przyglądały jej się z dziwnym blaskiem. Po chwili jednak spojrzała w górę, skąd zaczynał padać deszcz.
-Świetnie-uśmiechnęła się blado, otulając szczelniej płaszczem.
-To nic-powiedział blondyn, jednak po chwili i on zwątpił w własne słowa, bo zaczęła się prawdziwa ulewa.
Nie czekając pociągnął ją dalej za rękę, w stronę jednej z mało uczęszczanych kawiarni.
Na miejsce dotarli całkowicie przemoczeni, jednak w miarę dobrych nastrojach. Hermiona uśmiechnęła się promiennie, wyciskając z włosów strumień wody.
-Co to za miejsce?-spytała, rozglądając się po przytulnym lokalu.
-Nie mów, że nigdy tu nie byłaś-zaśmiał się Draco, podchodząc do długiej lady, w której obsługiwał wysoki mężczyzna w średnim wieku.
-Cześć Carl-powiedział, zapraszając dziewczynę by usiadła obok niego.
-Draco! I przyprowadziłeś normalną dziewczynę...
-Wypraszam sobie! Zwykle to one się do mnie przyczepiają...-powiedział naburmuszony. W tym czasie Carl podał im dwa kufle ciepłego, kremowego piwa.
-Ale ta... na pierwszy rzut oka widać, że jest twoją, prawdziwą dziewczyną-powiedział barman uśmiechając się szeroko w stronę Hermiony.
Obydwoje jak na komendę zakrztusili się piwem, patrząc na Carla z wyrzutem.
-M-My nie jesteśmy parą-zaprzeczyła szybko Hermiona.
-To może czas to zmienić-zaśmiał się mężczyzna. -Świetnie do siebie pasujecie...
-To na nas już chyba czas-powiedział Draco wstając z krzesła i ciągnąc za sobą Hermionę.
-Proszę bardzo... zdaje się, że zebrało się na burzę z piorunami-Carl roześmiał się perliście, co Hermiona skomentowała cichym westchnięciem.
-Nie ma mowy, że dotrzemy do Hogwartu w taką pogodę-powiedziała z niechęcią wyglądając przez okno.
-Przeczekamy burzę i wrócimy-powiedział blondyn z niezadowoleniem.
-Tyle, że ja muszę napisać wypracowanie z transumtacji, zrobić zadanie z numerologii, napisać esej z astronomii i dopilnować dwóch głupich Ślizgonów w czasie szlabanu-warknęła, splatając ręce na piersi. -Wracamy.
-Sama przed chwilą mówiłaś, że nie dotrzemy do zamku w taką pogodę! I Ślizgoni nie są głupi!
-W takim razie po cholerę zdemolowali całą klasę na piątym piętrze?!
-Może gdyby nie przyłapała ich podstarzała opiekunka Gryfonów...
-Hej! Hej! Spokojnie, to tylko burza... Przykro mi młoda damo, ale Draco ma rację. Nie pamiętam kiedy ostatnio była taka nawałnica-wtrącił się Carl.-Nikt nie powinien mieć do was pretensji. Tutaj jest najbezpieczniej. No chyba, że teleportujecie się do Hog...
-Dobrze pan wie, że nie ma takiej opcji-powiedziała Hermiona, opadając ciężko na jedno z kawiarnianych krzeseł. -Musiałeś mnie tu ciągnąć?-spytała, zwracając się w stronę blondyna.
-Ach ale są i dobre strony-powiedział Carl, nie pozwalając by Draco znalazł jakąś ripostę na jej słowa. -Za oknem pada deszcz, a wy jesteście jedynymi gośćmi w mojej kawiarni.
Mężczyzna wyszedł zza lady i wyciągając różdżkę rozpalił ogień w znajdującym się w rogu pomieszczenia kominku. Ogień rozbłysł, rozświetlając ciepłe kolory ścian lokalu. Hermiona zdjęła całkowicie przemoczony płaszcz i szalik, wieszając go na krześle i podsuwając pod kominek. Przeczesała palcami kasztanowe włosy, a z jej ust wyrwało się ciche westchnięcie. Atmosfera w kawiarni była wręcz niesamowita...
***
Dzwoniący o szyby deszcz przerywały jedynie silne grzmoty i błyskawice. Za oknem panowała istna nawałnica i nie zapowiadało się, że odejdzie równie szybko co się pojawiła.
Draco, Hermiona i Calr, siedzieli w kawiarni popijając słodką herbatę. Żadne z nich nie zamierzało się odezwać, przerywając niezręczną ciszę.
Ogień w kominku trzaskał, a oni ze znudzeniem wpatrywali się w jego rozbiegane płomienie.
-To ja może pójdę do siebie-powiedział Carl, wstając z krzesła.
-Co? Jak to? W taką pogodę?-spytała Hermiona. Nie mogła znieść myśli, że on wróci do domu, podczas gdy ona nie może wrócić do Hogwartu. Praca domowa czekała...
-Spokojnie, mam pokoje na górze-powiedział mężczyzna, nieco rozbawiony jej reakcją. -Dochodzi dwunasta, a ja muszę być wypoczęty. Jutro kolejny dzień!
-Świetnie-prychnęła dziewczyna, uświadamiając sobie, że już za późno by myśleć o powrocie do szkoły. Musiała znaleźć miejsce do snu...
-Mam jeszcze jeden wolny pokój-powiedział Carl, jakby czytając w jej myślach.
-Świetnie, idziemy-do rozmowy wtrącił się Malfoy, który właśnie dokończył pić herbatę.
-Co to znaczy idziemy?-spytała dziewczyna, patrząc na niego z wyrzutem.
-Chyba nie chcesz tu zostać sama-mruknął, wyciągając różdżkę i oświetlając tę część pokoju, do której nie sięgnęło światło kominka.
-W Gospodzie Pod Świńskim Łbem jest tunel prowadzący do Hogwartu, jeżeli...
-Gospoda Pod Świńskim Łbem jest dziesięć minut drogi stąd. Droga prowadzi przez aleję obsadzoną drzewami. Trzaśnie nas piorun, a ty nigdy nie odrobisz swojej pracy domowej-zakpił Draco, splatając ręce na piersi.
***
Pokój okazał się małą, dość przytulną sypialnią, w której mrok rozświetlany był jedynie przez światło różdżek. Obydwoje rozejrzeli się, zatrzymując spojrzenia na jednym, dość ważnym elemencie.
-Dlaczego zawsze zostaje tylko jeden pokój, z tylko jednym, dwuosobowym łóżkiem? To się staje nudne...-powiedziała Hermiona, z przerażaniem patrząc na rozłożony mebel.
Draco jedynie zaśmiał się, rzucając się na posłanie, nie ściągając nawet butów.
-Spokojnie, zaraz przetransmutuję tę lampkę w nowe łóżko-powiedziała dziewczyna, wyciągając różdżkę.
-Nie wiem jak małe musiałoby być żeby się tu zmieściło-powiedział rozbawiony blondyn, zakładając ręce za głowę. -Miejsce obok Dracona czeka!-powiedział słodkim głosem, klepiąc miejsce obok siebie. Uwielbiał ją denerwować.
-Kretyn-mruknęła, kładąc się obok, i odwracając do niego plecami. -Tknij mnie, a pożałujesz...
-Słodkich snów-szepnął jej zmysłowo przy uchu, by po chwili również odwrócić się do niej plecami.
piątek, 9 sierpnia 2013
9. To tylko przyjaźń
Dlaczego to zrobił? Dlaczego wygłosił niezwykle długą opinię na temat miłości, zupełnie się na tym nie znając?
Bo życzył jej szczęścia. Wiedział, że dopóki ona będzie szczęśliwa i on jakoś sobie poradzi.
Może nigdy nie doświadczył miłości, ale wiedział jak taka miłość powinna wyglądać.
Wiedział też, że jest jej to winien. Że teraz przyszedł czas kiedy to on musi pomóc jej stanąć na nogi.
Hermiona Granger musiała dobrze wybrać i zamierzał jej tą decyzję ułatwić.
Jedyne czego nie wiedział to to, jak to zrobić.
Przemierzał korytarze, w rękach ściskając mnóstwo różnych papierów. Nagle usłyszał szepczące głosy za rogiem co zmusiło go do przyczajenia się i nasłuchiwania. Ciekawość zawsze była jego cechą.
-Ginny ja...
-Nie musisz nic mówić gadałam z Hermioną, Blaise.
-Tak to... głupio wyszło. Ginny prawda jest taka, że myślę o tobie od końca piątej klasy i bardzo chciałbym z tobą być. Zależy mi na tobie.
-Blaise...- w myślach mógł sobie wyobrazić jak rudowłosa przyjaciółka Granger przygryza nerwowo wargę. -Noc z tobą była cudowna i ja też chcę iść dalej. Kto wie? Może coś z tego wyjdzie?
Jej głos zdawał się być bardzo wesoły. Był pewny, że Ginny właśnie się uśmiecha.
Niestety nie mógł tego zobaczyć, bo schowany za zakrętem korytarza błagał by go nie przyłapali.
-No to świetnie-ton Blaise świadczył jedynie o tym, że zaraz zacznie skakać z euforii.
Dlaczego przyjaciel nie powiedział mu, że leci na Ginny Weasley?
Dlaczego nie powiedział o romansie z Hermioną i dlaczego w ogóle o niczym mu nie mówił?!
Zawrócił i postanowił pójść do lochów innym korytarzem, bo ten zajęty był przez jego przyjaciela obściskującego się z rudą dziewczyną.
Wszystko zdawało się być beznadziejne.
Hermiona kochała Rona, który natomiast nie kochał jej. Zupełnie inaczej było z Blaise'm, który zaciągał ją do pustej klasy jednocześnie obściskując się z jej najlepszą przyjaciółką, która była natomiast była dziewczyną Pottera. Szczęście, że dwóch z złotego tria nie ma w szkole, bo byłaby niezła maskara...
Z niezadowoleniem szedł dalej obmyślając plan ułożenia wszystkiego przynajmniej w swojej głowie. Jego myśli i uczucia zupełnie się poplątały, a serce stawało się coraz bardziej niezgodne z rozumem.
***
-Cześć, Blaise-powiedział jadowitym tonem. Jego usta wygięły się w sztucznym uśmiechu, a ręce splotły na piersi.
-Już się boję-powiedział brunet stojąc u progu ich wspólnego dormitorium. Już otwierał usta w celu dowiedzenia się przyczyny złego nastroju przyjaciela kiedy został brutalnie rzucony na ścianę, a po chwili został mu wymierzony siarczysty policzek. W tym momencie strach zastąpiła złość. Bez wahania oddał blondynowi, jednak nie pozwolił by ta akcja zaszła za daleko. Unieruchomił go i spojrzał na niego z wyrzutem.
-Sorry-powiedział cicho Draco, uświadamiając sobie co zrobił. Odwrócił głowę, mocniej zaciskając szczęki. Dalej był zły i nic nie było wstanie tego zmienić. Nawet mocno podbite, prawe oko.
-O co chodzi?-spytał Blaise, nie mogąc ukryć irytacji. Zwykle wesoły i pogodny humor zastąpiła złość. Mimo to wiedział, że Draco jest jego przyjacielem i mimo wszystko nie mógł się na niego gniewać. Widział, że blondyn ma problem i chciał mu pomóc.
-Jesteś totalnym kretynem, Zabini-warknął, patrząc mu prosto w oczy.
-W takim razie może mnie oświecisz. Nie rozumiem czemu na powitanie dostałem pięścią w twarz!
Przekrzywił głowę na bok, dokładniej mu się przyglądając. Czyżby naprawdę się nie domyślał?
-Wiedziałeś, że mi na niej w pewien sposób zależy-powiedział blondyn z wyrzutem.
-A mówimy o... Dafne? Susan? Kate? Lucy? Wendy? Pearl? Irma? Lena?-zaczął wymieniać, jednak po chwili zaniemówił, a jego twarz stała się niezwykle poważna. -Hermiona.
Draco nic nie odpowiedział. Przyglądał się jedynie ze złością, mrużąc gniewnie oczy.
-Stary czy ty się zakochałe...?
-NIE! Jedynie jestem jej coś winien i nie pozwolę byś zabawiał się z nią i Weasley jednocześnie!
-Że co?-powiedział nieco zażenowany brunet. -Żadną z nich się nie zabawiam. Dokładniej mówiąc Granger jest tylko przyjaciółką i nie wiem po czym wnioskowałeś że to coś więcej ale uwierz mi, to tylko przyjaźń-powiedział poważnie. -A tak w ogóle... nie poznaje cię, przyjacielu!-krzyknął z entuzjazmem, wykonując sugestywny ruch brwiami. -Draco Malfoy, szlachetny obrońca kobiecych serc...-powiedział udawanym, rozmarzonym tonem. -Jesteś idiotą! Za kogo ty mnie masz?!
-Za przyjaciela. Dlatego przywaliłem ci tylko raz-burknął obrażony. Fakt, że się mylił był nieco dla niego niekorzystny, a może raczej psujący jego reputacje. Wstawił się za Granger. Hańba, niezwykle plamiąca jego ród. Może kiedyś by się tym przejął. Teraz jednak nic nie miało dla niego znaczenia. Żył dla siebie. Według własnych zasad i przekonań.
Niezadowolony opadł ciężko na łóżko, nie mogąc powstrzymać zrezygnowanego westchnięcia.
-Więc to Granger jest metaforycznym Weasleyem-bardziej stwierdził niż spytał Blaise. Bez słów, wziął butelkę whisky i rozlał ją do dwóch kieliszków, po czym przysiadł się obok blondyna i wypił duszkiem cały bursztynowy płyn. -Masz przerąbane, stary.
***
Historia magii i tym razem nie zapowiadała się ciekawie. Chyba nigdy żaden uczeń nie podchodził do niej z entuzjazmem i nawet Hermiona Granger, dziewczyna uznawana za zakochaną w nauce, nie stanowiła wyjątku. Spod jej czarnej szaty wystawała kolorowa, kwiecista sukienka, która wręcz prosiła się o zakrycie z powodu "szkolnej etykiety". Brązowe, falowane włosy splątane w niestarannego koka, z którego wydobywało się kilka niesfornych pasemek i torba, która pękała w szwach z powodu nadmiaru książek sprawiały, że wyglądała dość niestarannie i nieodpowiednio. Na szczęście nikt nie zwracał na to uwagi. Hermiona Granger jako wyjątkowo zasłużona w czasie wojny sprawiała respekt nawet wśród nauczycieli.
Mimo wszystko przerwa przed przedmiotem prowadzonym przez profesora Binnsa, jedynego ducha uczącego w Hogwarcie, wydawała się być niezwykle monotonna. Ciemne, deszczowe chmury zniknęły i zastąpiło je gorące słońce, nieznośnie przypiekające znajdujących się na błoniach uczniów. Niestety ona mogła oglądać ich tylko przez okno, przez którego szczeliny wpadało ciepłe, duszące powietrze.
Było gorąco, duszno, a przede wszystkim nudno...
-Nie wytrzymam-szepnęła do siebie, robiąc dość niezdecydowaną minę.
Teraz, nie było nawet Harry'ego czy Rona, którzy absorbowali by ją w choć najmniejszym stopniu sprawiając by nie zasnęła. Zapowiadała się nieznośna, wręcz nie do wytrzymania lekcja. -Nie wytrzymam-powtórzyła sobie, kiedy wraz z dzwonkiem do klasy zaczęli wchodzić uczniowie. -Nie wytrzymam-teraz powiedziała to już z większą pewnością i nikłym, delikatnym uśmiechem.
Nie czekając dłużej, odwróciła się i podążyła na zalane wrześniowym słońcem błonia.
***
-Nie dość, że mnie pobiłeś, to teraz jeszcze spóźnimy się na lekcje!-wykrzyczał Zabini biegnąc ile tchu przez szkolne korytarze.
-Mówisz tak, jakby to była moja wina-powiedział niewinnie Draco, śmiejąc się w duchu z zaistniałej sytuacji. To właśnie kochał w Hogwarcie. Przygodę z przyjaciółmi. Biegli nie patrząc przed siebie,a jedynie co chwila wybuchając niewytłumaczalnym śmiechem. Nagle blondyn poczuł jak na coś wpada i niemal chwieje się na nogach. Skupiony na utrzymaniu równowagi, zwrócił uwagę jedynie na wymijającego go Zabiniego i krzyczącego coś w stylu "Powodzenia. Czekam w klasie". Powodzenia? Niby czemu Blasie miałby życzyć mu powodzenia? Zrozumiał kiedy zaczął iść dalej i zatrzymał go dość niezadowolony głos.
-Ależ nie, wcale się mną nie przejmuj. Na pewno nic się nie stało.
Zamarł odwracając się i stając naprzeciw otrzepującej się, zezłoszczonej Granger.
Splotła ręce na piersi, patrząc na niego z wyrzutem.
-Wybacz-powiedział niepewnie, posyłając jej nieśmiały, wręcz pełny przerażenia uśmiech. Atmosfera stała się nagle niesamowicie sztywna. Nie wiedział kiedy postanowił udawać, że po ostatniej rozmowie nie było śladu. Po chwili jednak jego umysł zajął inny fakt. Wyraz twarz przywrócił się do pierwotnego, niezwykle pewnego stanu, a usta wygięły się w ironicznym uśmieszku. -Panna Granger opuszcza lekcje-stwierdził, na co ona wywróciła oczami i prychnęła z oburzeniem.
-To nie tak... ja po prostu-zacięła się, uświadamiając sobie co tak naprawdę robi. -Bezpodstawnie zrywam się z lekcji-dokończyła z przerażeniem. Zakryła usta ręką, po czym z przerażeniem zawróciła kierując się z powrotem w stronę klasy do Historii Magii.
-Daj spokój, Granger-powiedział blondyn łapiąc ją za ramię i ciągnąc w przeciwną stronę. -To nic złego odpuścić sobie lekcje ze starym, nudziarzem Binn...-nie dokończył, bo razem z tym zza zakrętu odezwał się drugi głos.
-Kto tu jest?-profesor McGonagall szybkim krokiem zaczęła zbliżać się w ich stronę.
-Wiejemy-powiedział bezgłośnie, rozbawiony do granic możliwości Draco. Hermiona jedynie z przerażeniem pokiwała głową, pozwalając by złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia ze szkoły.
-Zobaczyła nas...! Co jeżeli nas zobaczyła? Malfoy ona mnie zabije! Wyrzuci ze szkoły, zabije, nakrzyczy albo co gorsza obleje z góry wszystkie egzaminy!-mówiła rozhisteryzowana Hermiona nerwowo chodząc dookoła chłopaka.
-Co najwyżej pouczy i wlepi szlaban-powiedział zupełnie nieprzejęty blondyn.
-Jesteśmy prefektami! Miałam cię pilnować, a tym samym razem z tobą zrywam się z lekcji! Ona mnie zabije!
-Czekaj, czekaj-przerwał jej blondyn, momentalnie poważniejąc. -Kazała ci mnie pilnować?-spytał z niedowierzaniem.
-Chyba nie powinieneś o tym wiedzieć-stwierdziła przerażona tym, co przed chwilą powiedziała. -Malfoy to...
-No tak-powiedział uśmiechając się z kpiną. -Więc to wszystko jedynie dalsza resocjalizacja-zaśmiał się, zaciskając ze złością zęby.
-O czym ty mówisz?-spytała dziewczyna, zupełnie zapominając o dawnym problemie.
-O tym, że jestem jedynie gówniarzem, któremu nikt nie ufa-warknął siadając na trawie. -Co jeszcze dzieje się za moimi plecami?! Zdajesz jej potajemnie raporty?!
-Co?! Nie, to nie tak... ja o niczym nie wiedziałam. Ja tylko... kiedy zostałam prefektem... kazała mi na ciebie uważać-wyjaśniła siadając obok i patrząc na niego z wyczekiwaniem. Jej uwagę przykuł dość sporawy siniak pod okiem, jednak nie zamierzała zaprzątać sobie nim głowy. -Jeżeli myślisz, że wszystko co się między nami działo to jedynie gra to się mylisz.
-A co się niby między nami działo?-spytał ze złością.
-Jesteśmy przyjaciółmi, nie?-spytała z determinacją. Gotowa na każdą odpowiedź.
-Na to wygląda-powiedział, nie ciągnąc dalej tematu. Patrzył na nią, pewien, że relacja z panną Granger może okazać się niezapomnianą przygodą.
Bo życzył jej szczęścia. Wiedział, że dopóki ona będzie szczęśliwa i on jakoś sobie poradzi.
Może nigdy nie doświadczył miłości, ale wiedział jak taka miłość powinna wyglądać.
Wiedział też, że jest jej to winien. Że teraz przyszedł czas kiedy to on musi pomóc jej stanąć na nogi.
Hermiona Granger musiała dobrze wybrać i zamierzał jej tą decyzję ułatwić.
Jedyne czego nie wiedział to to, jak to zrobić.
Przemierzał korytarze, w rękach ściskając mnóstwo różnych papierów. Nagle usłyszał szepczące głosy za rogiem co zmusiło go do przyczajenia się i nasłuchiwania. Ciekawość zawsze była jego cechą.
-Ginny ja...
-Nie musisz nic mówić gadałam z Hermioną, Blaise.
-Tak to... głupio wyszło. Ginny prawda jest taka, że myślę o tobie od końca piątej klasy i bardzo chciałbym z tobą być. Zależy mi na tobie.
-Blaise...- w myślach mógł sobie wyobrazić jak rudowłosa przyjaciółka Granger przygryza nerwowo wargę. -Noc z tobą była cudowna i ja też chcę iść dalej. Kto wie? Może coś z tego wyjdzie?
Jej głos zdawał się być bardzo wesoły. Był pewny, że Ginny właśnie się uśmiecha.
Niestety nie mógł tego zobaczyć, bo schowany za zakrętem korytarza błagał by go nie przyłapali.
-No to świetnie-ton Blaise świadczył jedynie o tym, że zaraz zacznie skakać z euforii.
Dlaczego przyjaciel nie powiedział mu, że leci na Ginny Weasley?
Dlaczego nie powiedział o romansie z Hermioną i dlaczego w ogóle o niczym mu nie mówił?!
Zawrócił i postanowił pójść do lochów innym korytarzem, bo ten zajęty był przez jego przyjaciela obściskującego się z rudą dziewczyną.
Wszystko zdawało się być beznadziejne.
Hermiona kochała Rona, który natomiast nie kochał jej. Zupełnie inaczej było z Blaise'm, który zaciągał ją do pustej klasy jednocześnie obściskując się z jej najlepszą przyjaciółką, która była natomiast była dziewczyną Pottera. Szczęście, że dwóch z złotego tria nie ma w szkole, bo byłaby niezła maskara...
Z niezadowoleniem szedł dalej obmyślając plan ułożenia wszystkiego przynajmniej w swojej głowie. Jego myśli i uczucia zupełnie się poplątały, a serce stawało się coraz bardziej niezgodne z rozumem.
***
-Cześć, Blaise-powiedział jadowitym tonem. Jego usta wygięły się w sztucznym uśmiechu, a ręce splotły na piersi.
-Już się boję-powiedział brunet stojąc u progu ich wspólnego dormitorium. Już otwierał usta w celu dowiedzenia się przyczyny złego nastroju przyjaciela kiedy został brutalnie rzucony na ścianę, a po chwili został mu wymierzony siarczysty policzek. W tym momencie strach zastąpiła złość. Bez wahania oddał blondynowi, jednak nie pozwolił by ta akcja zaszła za daleko. Unieruchomił go i spojrzał na niego z wyrzutem.
-Sorry-powiedział cicho Draco, uświadamiając sobie co zrobił. Odwrócił głowę, mocniej zaciskając szczęki. Dalej był zły i nic nie było wstanie tego zmienić. Nawet mocno podbite, prawe oko.
-O co chodzi?-spytał Blaise, nie mogąc ukryć irytacji. Zwykle wesoły i pogodny humor zastąpiła złość. Mimo to wiedział, że Draco jest jego przyjacielem i mimo wszystko nie mógł się na niego gniewać. Widział, że blondyn ma problem i chciał mu pomóc.
-Jesteś totalnym kretynem, Zabini-warknął, patrząc mu prosto w oczy.
-W takim razie może mnie oświecisz. Nie rozumiem czemu na powitanie dostałem pięścią w twarz!
Przekrzywił głowę na bok, dokładniej mu się przyglądając. Czyżby naprawdę się nie domyślał?
-Wiedziałeś, że mi na niej w pewien sposób zależy-powiedział blondyn z wyrzutem.
-A mówimy o... Dafne? Susan? Kate? Lucy? Wendy? Pearl? Irma? Lena?-zaczął wymieniać, jednak po chwili zaniemówił, a jego twarz stała się niezwykle poważna. -Hermiona.
Draco nic nie odpowiedział. Przyglądał się jedynie ze złością, mrużąc gniewnie oczy.
-Stary czy ty się zakochałe...?
-NIE! Jedynie jestem jej coś winien i nie pozwolę byś zabawiał się z nią i Weasley jednocześnie!
-Że co?-powiedział nieco zażenowany brunet. -Żadną z nich się nie zabawiam. Dokładniej mówiąc Granger jest tylko przyjaciółką i nie wiem po czym wnioskowałeś że to coś więcej ale uwierz mi, to tylko przyjaźń-powiedział poważnie. -A tak w ogóle... nie poznaje cię, przyjacielu!-krzyknął z entuzjazmem, wykonując sugestywny ruch brwiami. -Draco Malfoy, szlachetny obrońca kobiecych serc...-powiedział udawanym, rozmarzonym tonem. -Jesteś idiotą! Za kogo ty mnie masz?!
-Za przyjaciela. Dlatego przywaliłem ci tylko raz-burknął obrażony. Fakt, że się mylił był nieco dla niego niekorzystny, a może raczej psujący jego reputacje. Wstawił się za Granger. Hańba, niezwykle plamiąca jego ród. Może kiedyś by się tym przejął. Teraz jednak nic nie miało dla niego znaczenia. Żył dla siebie. Według własnych zasad i przekonań.
Niezadowolony opadł ciężko na łóżko, nie mogąc powstrzymać zrezygnowanego westchnięcia.
-Więc to Granger jest metaforycznym Weasleyem-bardziej stwierdził niż spytał Blaise. Bez słów, wziął butelkę whisky i rozlał ją do dwóch kieliszków, po czym przysiadł się obok blondyna i wypił duszkiem cały bursztynowy płyn. -Masz przerąbane, stary.
***
Historia magii i tym razem nie zapowiadała się ciekawie. Chyba nigdy żaden uczeń nie podchodził do niej z entuzjazmem i nawet Hermiona Granger, dziewczyna uznawana za zakochaną w nauce, nie stanowiła wyjątku. Spod jej czarnej szaty wystawała kolorowa, kwiecista sukienka, która wręcz prosiła się o zakrycie z powodu "szkolnej etykiety". Brązowe, falowane włosy splątane w niestarannego koka, z którego wydobywało się kilka niesfornych pasemek i torba, która pękała w szwach z powodu nadmiaru książek sprawiały, że wyglądała dość niestarannie i nieodpowiednio. Na szczęście nikt nie zwracał na to uwagi. Hermiona Granger jako wyjątkowo zasłużona w czasie wojny sprawiała respekt nawet wśród nauczycieli.
Mimo wszystko przerwa przed przedmiotem prowadzonym przez profesora Binnsa, jedynego ducha uczącego w Hogwarcie, wydawała się być niezwykle monotonna. Ciemne, deszczowe chmury zniknęły i zastąpiło je gorące słońce, nieznośnie przypiekające znajdujących się na błoniach uczniów. Niestety ona mogła oglądać ich tylko przez okno, przez którego szczeliny wpadało ciepłe, duszące powietrze.
Było gorąco, duszno, a przede wszystkim nudno...
-Nie wytrzymam-szepnęła do siebie, robiąc dość niezdecydowaną minę.
Teraz, nie było nawet Harry'ego czy Rona, którzy absorbowali by ją w choć najmniejszym stopniu sprawiając by nie zasnęła. Zapowiadała się nieznośna, wręcz nie do wytrzymania lekcja. -Nie wytrzymam-powtórzyła sobie, kiedy wraz z dzwonkiem do klasy zaczęli wchodzić uczniowie. -Nie wytrzymam-teraz powiedziała to już z większą pewnością i nikłym, delikatnym uśmiechem.
Nie czekając dłużej, odwróciła się i podążyła na zalane wrześniowym słońcem błonia.
***
-Nie dość, że mnie pobiłeś, to teraz jeszcze spóźnimy się na lekcje!-wykrzyczał Zabini biegnąc ile tchu przez szkolne korytarze.
-Mówisz tak, jakby to była moja wina-powiedział niewinnie Draco, śmiejąc się w duchu z zaistniałej sytuacji. To właśnie kochał w Hogwarcie. Przygodę z przyjaciółmi. Biegli nie patrząc przed siebie,a jedynie co chwila wybuchając niewytłumaczalnym śmiechem. Nagle blondyn poczuł jak na coś wpada i niemal chwieje się na nogach. Skupiony na utrzymaniu równowagi, zwrócił uwagę jedynie na wymijającego go Zabiniego i krzyczącego coś w stylu "Powodzenia. Czekam w klasie". Powodzenia? Niby czemu Blasie miałby życzyć mu powodzenia? Zrozumiał kiedy zaczął iść dalej i zatrzymał go dość niezadowolony głos.
-Ależ nie, wcale się mną nie przejmuj. Na pewno nic się nie stało.
Zamarł odwracając się i stając naprzeciw otrzepującej się, zezłoszczonej Granger.
Splotła ręce na piersi, patrząc na niego z wyrzutem.
-Wybacz-powiedział niepewnie, posyłając jej nieśmiały, wręcz pełny przerażenia uśmiech. Atmosfera stała się nagle niesamowicie sztywna. Nie wiedział kiedy postanowił udawać, że po ostatniej rozmowie nie było śladu. Po chwili jednak jego umysł zajął inny fakt. Wyraz twarz przywrócił się do pierwotnego, niezwykle pewnego stanu, a usta wygięły się w ironicznym uśmieszku. -Panna Granger opuszcza lekcje-stwierdził, na co ona wywróciła oczami i prychnęła z oburzeniem.
-To nie tak... ja po prostu-zacięła się, uświadamiając sobie co tak naprawdę robi. -Bezpodstawnie zrywam się z lekcji-dokończyła z przerażeniem. Zakryła usta ręką, po czym z przerażeniem zawróciła kierując się z powrotem w stronę klasy do Historii Magii.
-Daj spokój, Granger-powiedział blondyn łapiąc ją za ramię i ciągnąc w przeciwną stronę. -To nic złego odpuścić sobie lekcje ze starym, nudziarzem Binn...-nie dokończył, bo razem z tym zza zakrętu odezwał się drugi głos.
-Kto tu jest?-profesor McGonagall szybkim krokiem zaczęła zbliżać się w ich stronę.
-Wiejemy-powiedział bezgłośnie, rozbawiony do granic możliwości Draco. Hermiona jedynie z przerażeniem pokiwała głową, pozwalając by złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia ze szkoły.
-Zobaczyła nas...! Co jeżeli nas zobaczyła? Malfoy ona mnie zabije! Wyrzuci ze szkoły, zabije, nakrzyczy albo co gorsza obleje z góry wszystkie egzaminy!-mówiła rozhisteryzowana Hermiona nerwowo chodząc dookoła chłopaka.
-Co najwyżej pouczy i wlepi szlaban-powiedział zupełnie nieprzejęty blondyn.
-Jesteśmy prefektami! Miałam cię pilnować, a tym samym razem z tobą zrywam się z lekcji! Ona mnie zabije!
-Czekaj, czekaj-przerwał jej blondyn, momentalnie poważniejąc. -Kazała ci mnie pilnować?-spytał z niedowierzaniem.
-Chyba nie powinieneś o tym wiedzieć-stwierdziła przerażona tym, co przed chwilą powiedziała. -Malfoy to...
-No tak-powiedział uśmiechając się z kpiną. -Więc to wszystko jedynie dalsza resocjalizacja-zaśmiał się, zaciskając ze złością zęby.
-O czym ty mówisz?-spytała dziewczyna, zupełnie zapominając o dawnym problemie.
-O tym, że jestem jedynie gówniarzem, któremu nikt nie ufa-warknął siadając na trawie. -Co jeszcze dzieje się za moimi plecami?! Zdajesz jej potajemnie raporty?!
-Co?! Nie, to nie tak... ja o niczym nie wiedziałam. Ja tylko... kiedy zostałam prefektem... kazała mi na ciebie uważać-wyjaśniła siadając obok i patrząc na niego z wyczekiwaniem. Jej uwagę przykuł dość sporawy siniak pod okiem, jednak nie zamierzała zaprzątać sobie nim głowy. -Jeżeli myślisz, że wszystko co się między nami działo to jedynie gra to się mylisz.
-A co się niby między nami działo?-spytał ze złością.
-Jesteśmy przyjaciółmi, nie?-spytała z determinacją. Gotowa na każdą odpowiedź.
-Na to wygląda-powiedział, nie ciągnąc dalej tematu. Patrzył na nią, pewien, że relacja z panną Granger może okazać się niezapomnianą przygodą.
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
8. Wybór
Cmentarz w Zakazanym Lesie okazał się wyjątkowo ponurym miejscem. Mimo to... niezapomnianym.
Na wszelkich nagrobkach roiło się od pięknych, kolorowych kwiatów.
Cmentarz w Zakazanym Lesie okazał się dowodem. Dowodem na to, że mimo licznych ofiar podczas bitwy, okazała się ona wielkim zwycięstwem. Nikt nie zapomniał o tych, którzy poświęcili własne życia za przyjaciół. Za wolność i za szczęście.
Prawdziwym zwycięstwem było to, że Hogwart został odbudowany, przyjacielskie więzi nieprzerwane, a wiara w dobro na nowo przywrócona.
Padał deszcz. Wiatr niebezpiecznie poruszał konarami drzew, a jesienne liście poderwały się z ziemi, zaczynając wirować w powietrzu. Młoda i piękna Gryfonka siedziała na ławce przed jednym z grobów, tępo wpatrzona w wyryty na nim napis. Fred Weasley zawsze był jej dobrym przyjacielem i choć, może nie tak jak na Harry'm czy Ronie, mogła na nim polegać. Jego strata była dla niej równie bolesna jak dla innych. Wyróżniała się jedynie tym, że ona potrafiła iść dalej. Dzielnie brnąć naprzód. Nie bać się przyszłości.
Na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Wspomnienia... Nie te smutne, przywołujące nieznośny ból w sercu. Wspomnienia. Te które warto zachować.
Starała się nie patrzeć na jego śmierć tak, jak na klęskę, tragedię, ani nawet bohaterstwo.
W końcu... nie trzeba umierać dla dobra przyjaciół. Dużo lepiej dla nich żyć.
Jednak... przychodzi moment na który nie mamy wpływu. Czasem dzieje się tak, a nie inaczej i jedynym sposobem na szczęśliwą przyszłość jest się z tym pogodzić.
W końcu deszcz przerodził się w prawdziwą ulewę, a ona postanowiła wrócić do zamku.
Mimo przemoczonych ubrań nie wróciła do ciepłego i przytulnego dormitorium. Musiała pozałatwiać pewne sprawy. Udała się wprost do sowiarni, pragnąc wysłać ważny dla niej list.
***
Drogi Ronie!
Życie w Hogwarcie, w którym nie ma Ciebie ani Harry'ego nie jest już takie jak dawniej. Właściwie... Nic nie jest takie jak dawniej. Brakuje mi Ciebie i bardzo pragnę być na nowo z Tobą.
Piszę ten list, bo muszę się czegoś dowiedzieć. Muszę być pewna, zanim zacznę planować przyszłość z Tobą. Pamiętasz? Powiedziałeś, że to tylko tymczasowa przerwa, że potrzebujemy czasu. Ja nie potrzebuje czasu. Potrzebuję Ciebie, Ron. Potrzebuję Twojego wsparcia i Twojej obecności. Jedyne czego pragnę to świadomości, że jesteś przy mnie. Muszę też zadać Ci jedno pytanie. Wydaje mi się, że jestem zagubiona i nie bardzo odnajduję się we własnych uczuciach. Pragnę odnaleźć siłę, pełne szczęście. Ale zarówno moją siłą jak i szczęściem jesteś właśnie Ty.
Czy jeżeli kogoś się naprawdę kocha, trzeba od niego odpoczywać?
Co uważasz za prawdziwą miłość, Ron?
Wybacz, to nie miał być list miłosny, ale muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć na czym stoję.
Zawsze myślałam, że miłość do Ciebie to najlepsze co mnie spotkało. Teraz jednak okazuje się, że może to się okazać zgubne. Co ty do mnie czujesz, Ron?
Proszę odpowiedz. Nie chcę żyć złudzeniami, marząc o tym, że kiedy ukończę szkołę wpadnę w Twoje ramiona.
Kocham i zawsze będę kochać.
Hermiona G.
Wpatrywał się w list, nerwowo mierzwiąc swoje rude włosy.
Czy ją kochał?
Tak, zdecydowanie tak.
Potrzebował czasu, potrzebował odpoczynku. Chciał się pozbierać. Nie miał pojęcia, że tym samym tak bardzo skrzywdzi Hermionę. Pospiesznie wyjął rolkę pergaminu, kopertę i pióro. Zapalając jedynie małą, nocną lampkę zabrał się za pisanie listu. Tak bardzo różniącym się od tego Hermiony, niestarannym, krzywym pismem.
Hermiono!
Wybacz, że napawałem Cię wątpliwościami co do moich uczuć. Naprawdę potrzebowałem czasu, a teraz kiedy wszystko przemyślałem, doskonale wiem czego chcę. Chcę Ciebie, Hermiono.
Potrzebowałem odpoczynku, ale nie odpoczynku od Ciebie. Nigdy nie chciałem żebyś tak to zrozumiała. Kocham Cię Hermiono, a czym jest dla mnie miłość, zaraz Ci odpowiem.
Prawdziwa miłość jest piękna. To zasypianie i budzenie u boku tej samej osoby. To pocałunki, czuły dotyk... To pragnienie bycia przy Tobie. To czerwone róże, które tak uwielbiasz... Czekoladki, romantyczne kolacje przy świecach. Nie sądzę by ktoś potrafił powiedzieć w słowach czym jest prawdziwa miłość. To uczucie w moim sercu.
Jedyne co do Ciebie czuje to ciepło, troskę, przyjaźń, zaufanie i tą najważniejszą. Miłość.
\
Nigdy nie wątp w czyjeś uczucie.
Kocham, Ron
***
Siedziała przy stole Gryffindoru, kiedy podleciała do niej mała sówka. Od razu rozpoznała w niej Świstoświnkę. Niepewną, drżącą ręką odwiązała z jej nóżki kopertę. Szybko przeczytała list, a wyraz jej twarzy ciągle pozostawał nieodgadniony. Po chwili westchnęła cicho, stwierdzając, że nie ma ochoty jeść dalej. Potrzebowała świeżego powietrza, nawet jeśli kosztem miałoby być opuszczenie przedpołudniowych zajęć. Szybko wyszła z Wielkiej Sali nie zdając sobie nawet sprawy, że jest bacznie obserwowana przez siedzącego przy stole Slytherinu chłopaka. Od ich ostatniej rozmowy zaczął ją postrzegać zupełnie inaczej. Dawna złość za to , że jest dziewczyną Blaise'a minęła, pozostawiając za sobą jedynie żal. Nie miał pojęcia co do niej czuje. Wiedział jedynie, że jeżeli chce jej pomóc, to najlepiej będzie jeżeli zadba o to by była szczęśliwa. Nie wyglądała na taką siedząc godzinami na cmentarzu, ani wychodząc z Wielkiej Sali, dlatego postanowił za nią pójść.
Odnalazł ją dopiero na błoniach. Oparta o stare, potężne drzewo wpatrywała się w spokojną taflę jeziora. Wydawała się być jakby nieobecna. W ręku kurczowo ściskała kawałek listu, w którym już stąd można było rozpoznać pismo Weasleya. Zawsze pisał na tyle brzydko,że można było go wysłać do jakiegoś konkursu w byciu najgorszym.
W milczeniu podszedł do niej i usiadł obok. Tak jak ona utkwił wzrok w błękitnym jeziorze, opierając się o pień drzewa.
-Weasley przesyła pozdrowienia?-spytał, nie odrywając wzroku od wody.
Dziewczyna jedynie kiwnęła przytakująco głową, pozwalając by z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie.
-A ty jesteś totalnie rozdarta?-spytał domyślając się o co chodzi. Nie wiedziała kogo wybrać. Weasley czy Blaise?
-Nigdy nie miałam pojęcia, że coś takiego może okazać się tak bardzo trudne-wyznała, podciągając nogi pod brodę. -Draco, on mi się oświadczył-wyrzuciła z siebie,wyciągając z dna koperty pierścionek zaręczynowy. Wykonany z białego złota z małym diamencikiem z pewnością pięknie prezentowałby się na jej palcu. Dopiero teraz oderwał wzrok od tafli jeziora z niepokojem upewniając się, że dziewczyna mówi prawdę. Coś boleśnie zakuło go w sercu. Udał jednak, że sprawa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia i z powrotem przeniósł spojrzenie na spokojną wodę tak bardzo różniącą się od jego wnętrza...
Dziewczyna spuściła wzrok, patrząc na dno koperty gdzie obok pierścionka znajdowała się mała karteczka.
Dowód miłości. Daj odpowiedź po powrocie. Chcę usłyszeć tak ważną odpowiedź z twoich ust. Będę czekał na King's Cross. Pamiętaj, że kocham.
Szkoda, że nie pomyślał przy okazji o niej. Nie ma to jak oświadczyć się przez list... Chociaż w sumie to dobrze. Nie miała pojęcia co powinna mu odpowiedzieć.
-Co ja mam teraz zrobić?-spytała rozpaczliwie, przeczesując włosy palcami.
-Podjąć decyzję-powiedział chłopak niewzruszony jej problemem.
-Kiedy to nie takie proste...
-Byłoby proste gdybyś naprawdę go kochała-przerwał jej chłodnym tonem. Nawet jego to zdziwiło. Niewiarygodne jak bardzo go to dotknęło...
-Kocham go naprawdę-zapewniła go szybko. Nie miała pojęcia jak dziwnie bolesne są dla niego jej słowa.
Do cholery! Przecież ona nic dla niego nie znaczyła!- Tylko... mam wątpliwości co do jego uczuć-mruknęła ze smutkiem czytając po raz kolejny list.
-Pamiętasz jak mówiłeś mi o prawdziwej miłości?-spytała, zwracając się w stronę Ślizgona.
-Tak-odparł cicho.
-Czy kochałeś kiedyś kogoś tak mocno? Tak prawdziwie?
-Nie mam pojęcia czemu powinno cię to obchodzić-warknął, obdarzając ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
-Zastawiam się czy ona naprawdę istnieje-powiedziała cicho, spuszczając głowę.
-Fakt, że ty jej nie doświadczyłaś nie znaczy, że jej nie ma-powiedział , wyciągając z jej ręki list. Szybko prześledził linijki tekstu, nie zważając na próby protestów dziewczyny. -Pocałunki, czuły dotyk... Róże, czekoladki i kolacje przy świecach... Prawda jest taka, że zostawiłby cię przy pierwszej okazji kiedy zaczęło by go to przerastać. Nie byłby wstanie poświęcić dla ciebie czegokolwiek nie wspominając już o życiu czy zdrowiu. Prawda jest taka, że kocha cię dopóki się z nim nie kłócisz, jesteś miła i ładna. Przykro mi, ale tego nie można nazwać miłością.
Patrzyła mu w oczy, nie spostrzegając kiedy w jej własnych pojawiły się łzy. Z niezrozumieniem wsłuchiwała się w jego słowa, nie mogąc uwierzyć, że to prawda. Ron musiał odwzajemniać jej uczucia!
-Nie płacz Granger, nie ma sensu płakać nad czymś co by się i tak nie udało.
-Skąd ty możesz o tym wiedzieć?! Kocham Rona i życie u jego boku byłoby wspaniałe.
-W takim razie skąd te wątpliwości?-spytał z kpiną. -Prawda jest taka, że on się dla ciebie nie nadaje. Zasługujesz na coś więcej-wyjaśnił, nie mogąc oderwać się od jej głębokich, czekoladowych oczu.
Zastanawiało go jedno... skoro tak kochała Weasleya, czemu "była" z Blaise'm?
-Skąd wiesz, że nie ubzdurałeś sobie całej tej miłości?! Która para jest wstanie się o siebie pozabijać?! Niby gdzie tak jest?!
-Kto wie? Może nigdzie? Wiem tylko, że tak powinno być. Wiem, że dobrzy ludzie na takie coś właśnie zasługują.
-Właśnie. Dobrzy-powiedziała z chłodem. -Wybacz, ale na podstawie czego prawisz takie kazania?! Na podstawie czego jak zwykle masz się za najmądrzejszego?!
-Na żadnej podstawie, Granger. Może właśnie dlatego jej nie doświadczę?! Ale wiesz? Lubię dążyć do moich przeświadczeń. Miłość nie jest jak w książce czy na filmie. To coś zupełnie innego, a ludzie dążą do ideałów, zapominając o prawdziwych wartościach. Nie jestem znawcą, ale w przeciwieństwie do ciebie, wiem czego oczekuję. W przeciwieństwie do ciebie walczę o to w co wierzę. To do ciebie należy decyzja.
Masz czas do końca września.
Patrzyła jak odchodzi, a z nieba po raz kolejny zaczyna padać deszcz. Patrzyła jak fale Hogwardziego jeziora burzą się, tworząc niespotykanie, groźne fale. Patrzyła jak wszystko idzie naprzód, tylko ona stoi w miejscu, przytłoczona swoją rozterką.
Na wszelkich nagrobkach roiło się od pięknych, kolorowych kwiatów.
Cmentarz w Zakazanym Lesie okazał się dowodem. Dowodem na to, że mimo licznych ofiar podczas bitwy, okazała się ona wielkim zwycięstwem. Nikt nie zapomniał o tych, którzy poświęcili własne życia za przyjaciół. Za wolność i za szczęście.
Prawdziwym zwycięstwem było to, że Hogwart został odbudowany, przyjacielskie więzi nieprzerwane, a wiara w dobro na nowo przywrócona.
Padał deszcz. Wiatr niebezpiecznie poruszał konarami drzew, a jesienne liście poderwały się z ziemi, zaczynając wirować w powietrzu. Młoda i piękna Gryfonka siedziała na ławce przed jednym z grobów, tępo wpatrzona w wyryty na nim napis. Fred Weasley zawsze był jej dobrym przyjacielem i choć, może nie tak jak na Harry'm czy Ronie, mogła na nim polegać. Jego strata była dla niej równie bolesna jak dla innych. Wyróżniała się jedynie tym, że ona potrafiła iść dalej. Dzielnie brnąć naprzód. Nie bać się przyszłości.
Na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Wspomnienia... Nie te smutne, przywołujące nieznośny ból w sercu. Wspomnienia. Te które warto zachować.
Starała się nie patrzeć na jego śmierć tak, jak na klęskę, tragedię, ani nawet bohaterstwo.
W końcu... nie trzeba umierać dla dobra przyjaciół. Dużo lepiej dla nich żyć.
Jednak... przychodzi moment na który nie mamy wpływu. Czasem dzieje się tak, a nie inaczej i jedynym sposobem na szczęśliwą przyszłość jest się z tym pogodzić.
W końcu deszcz przerodził się w prawdziwą ulewę, a ona postanowiła wrócić do zamku.
Mimo przemoczonych ubrań nie wróciła do ciepłego i przytulnego dormitorium. Musiała pozałatwiać pewne sprawy. Udała się wprost do sowiarni, pragnąc wysłać ważny dla niej list.
***
Drogi Ronie!
Życie w Hogwarcie, w którym nie ma Ciebie ani Harry'ego nie jest już takie jak dawniej. Właściwie... Nic nie jest takie jak dawniej. Brakuje mi Ciebie i bardzo pragnę być na nowo z Tobą.
Piszę ten list, bo muszę się czegoś dowiedzieć. Muszę być pewna, zanim zacznę planować przyszłość z Tobą. Pamiętasz? Powiedziałeś, że to tylko tymczasowa przerwa, że potrzebujemy czasu. Ja nie potrzebuje czasu. Potrzebuję Ciebie, Ron. Potrzebuję Twojego wsparcia i Twojej obecności. Jedyne czego pragnę to świadomości, że jesteś przy mnie. Muszę też zadać Ci jedno pytanie. Wydaje mi się, że jestem zagubiona i nie bardzo odnajduję się we własnych uczuciach. Pragnę odnaleźć siłę, pełne szczęście. Ale zarówno moją siłą jak i szczęściem jesteś właśnie Ty.
Czy jeżeli kogoś się naprawdę kocha, trzeba od niego odpoczywać?
Co uważasz za prawdziwą miłość, Ron?
Wybacz, to nie miał być list miłosny, ale muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć na czym stoję.
Zawsze myślałam, że miłość do Ciebie to najlepsze co mnie spotkało. Teraz jednak okazuje się, że może to się okazać zgubne. Co ty do mnie czujesz, Ron?
Proszę odpowiedz. Nie chcę żyć złudzeniami, marząc o tym, że kiedy ukończę szkołę wpadnę w Twoje ramiona.
Kocham i zawsze będę kochać.
Hermiona G.
Wpatrywał się w list, nerwowo mierzwiąc swoje rude włosy.
Czy ją kochał?
Tak, zdecydowanie tak.
Potrzebował czasu, potrzebował odpoczynku. Chciał się pozbierać. Nie miał pojęcia, że tym samym tak bardzo skrzywdzi Hermionę. Pospiesznie wyjął rolkę pergaminu, kopertę i pióro. Zapalając jedynie małą, nocną lampkę zabrał się za pisanie listu. Tak bardzo różniącym się od tego Hermiony, niestarannym, krzywym pismem.
Hermiono!
Wybacz, że napawałem Cię wątpliwościami co do moich uczuć. Naprawdę potrzebowałem czasu, a teraz kiedy wszystko przemyślałem, doskonale wiem czego chcę. Chcę Ciebie, Hermiono.
Potrzebowałem odpoczynku, ale nie odpoczynku od Ciebie. Nigdy nie chciałem żebyś tak to zrozumiała. Kocham Cię Hermiono, a czym jest dla mnie miłość, zaraz Ci odpowiem.
Prawdziwa miłość jest piękna. To zasypianie i budzenie u boku tej samej osoby. To pocałunki, czuły dotyk... To pragnienie bycia przy Tobie. To czerwone róże, które tak uwielbiasz... Czekoladki, romantyczne kolacje przy świecach. Nie sądzę by ktoś potrafił powiedzieć w słowach czym jest prawdziwa miłość. To uczucie w moim sercu.
Jedyne co do Ciebie czuje to ciepło, troskę, przyjaźń, zaufanie i tą najważniejszą. Miłość.
\
Nigdy nie wątp w czyjeś uczucie.
Kocham, Ron
***
Siedziała przy stole Gryffindoru, kiedy podleciała do niej mała sówka. Od razu rozpoznała w niej Świstoświnkę. Niepewną, drżącą ręką odwiązała z jej nóżki kopertę. Szybko przeczytała list, a wyraz jej twarzy ciągle pozostawał nieodgadniony. Po chwili westchnęła cicho, stwierdzając, że nie ma ochoty jeść dalej. Potrzebowała świeżego powietrza, nawet jeśli kosztem miałoby być opuszczenie przedpołudniowych zajęć. Szybko wyszła z Wielkiej Sali nie zdając sobie nawet sprawy, że jest bacznie obserwowana przez siedzącego przy stole Slytherinu chłopaka. Od ich ostatniej rozmowy zaczął ją postrzegać zupełnie inaczej. Dawna złość za to , że jest dziewczyną Blaise'a minęła, pozostawiając za sobą jedynie żal. Nie miał pojęcia co do niej czuje. Wiedział jedynie, że jeżeli chce jej pomóc, to najlepiej będzie jeżeli zadba o to by była szczęśliwa. Nie wyglądała na taką siedząc godzinami na cmentarzu, ani wychodząc z Wielkiej Sali, dlatego postanowił za nią pójść.
Odnalazł ją dopiero na błoniach. Oparta o stare, potężne drzewo wpatrywała się w spokojną taflę jeziora. Wydawała się być jakby nieobecna. W ręku kurczowo ściskała kawałek listu, w którym już stąd można było rozpoznać pismo Weasleya. Zawsze pisał na tyle brzydko,że można było go wysłać do jakiegoś konkursu w byciu najgorszym.
W milczeniu podszedł do niej i usiadł obok. Tak jak ona utkwił wzrok w błękitnym jeziorze, opierając się o pień drzewa.
-Weasley przesyła pozdrowienia?-spytał, nie odrywając wzroku od wody.
Dziewczyna jedynie kiwnęła przytakująco głową, pozwalając by z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie.
-A ty jesteś totalnie rozdarta?-spytał domyślając się o co chodzi. Nie wiedziała kogo wybrać. Weasley czy Blaise?
-Nigdy nie miałam pojęcia, że coś takiego może okazać się tak bardzo trudne-wyznała, podciągając nogi pod brodę. -Draco, on mi się oświadczył-wyrzuciła z siebie,wyciągając z dna koperty pierścionek zaręczynowy. Wykonany z białego złota z małym diamencikiem z pewnością pięknie prezentowałby się na jej palcu. Dopiero teraz oderwał wzrok od tafli jeziora z niepokojem upewniając się, że dziewczyna mówi prawdę. Coś boleśnie zakuło go w sercu. Udał jednak, że sprawa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia i z powrotem przeniósł spojrzenie na spokojną wodę tak bardzo różniącą się od jego wnętrza...
Dziewczyna spuściła wzrok, patrząc na dno koperty gdzie obok pierścionka znajdowała się mała karteczka.
Dowód miłości. Daj odpowiedź po powrocie. Chcę usłyszeć tak ważną odpowiedź z twoich ust. Będę czekał na King's Cross. Pamiętaj, że kocham.
Szkoda, że nie pomyślał przy okazji o niej. Nie ma to jak oświadczyć się przez list... Chociaż w sumie to dobrze. Nie miała pojęcia co powinna mu odpowiedzieć.
-Co ja mam teraz zrobić?-spytała rozpaczliwie, przeczesując włosy palcami.
-Podjąć decyzję-powiedział chłopak niewzruszony jej problemem.
-Kiedy to nie takie proste...
-Byłoby proste gdybyś naprawdę go kochała-przerwał jej chłodnym tonem. Nawet jego to zdziwiło. Niewiarygodne jak bardzo go to dotknęło...
-Kocham go naprawdę-zapewniła go szybko. Nie miała pojęcia jak dziwnie bolesne są dla niego jej słowa.
Do cholery! Przecież ona nic dla niego nie znaczyła!- Tylko... mam wątpliwości co do jego uczuć-mruknęła ze smutkiem czytając po raz kolejny list.
-Pamiętasz jak mówiłeś mi o prawdziwej miłości?-spytała, zwracając się w stronę Ślizgona.
-Tak-odparł cicho.
-Czy kochałeś kiedyś kogoś tak mocno? Tak prawdziwie?
-Nie mam pojęcia czemu powinno cię to obchodzić-warknął, obdarzając ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
-Zastawiam się czy ona naprawdę istnieje-powiedziała cicho, spuszczając głowę.
-Fakt, że ty jej nie doświadczyłaś nie znaczy, że jej nie ma-powiedział , wyciągając z jej ręki list. Szybko prześledził linijki tekstu, nie zważając na próby protestów dziewczyny. -Pocałunki, czuły dotyk... Róże, czekoladki i kolacje przy świecach... Prawda jest taka, że zostawiłby cię przy pierwszej okazji kiedy zaczęło by go to przerastać. Nie byłby wstanie poświęcić dla ciebie czegokolwiek nie wspominając już o życiu czy zdrowiu. Prawda jest taka, że kocha cię dopóki się z nim nie kłócisz, jesteś miła i ładna. Przykro mi, ale tego nie można nazwać miłością.
Patrzyła mu w oczy, nie spostrzegając kiedy w jej własnych pojawiły się łzy. Z niezrozumieniem wsłuchiwała się w jego słowa, nie mogąc uwierzyć, że to prawda. Ron musiał odwzajemniać jej uczucia!
-Nie płacz Granger, nie ma sensu płakać nad czymś co by się i tak nie udało.
-Skąd ty możesz o tym wiedzieć?! Kocham Rona i życie u jego boku byłoby wspaniałe.
-W takim razie skąd te wątpliwości?-spytał z kpiną. -Prawda jest taka, że on się dla ciebie nie nadaje. Zasługujesz na coś więcej-wyjaśnił, nie mogąc oderwać się od jej głębokich, czekoladowych oczu.
Zastanawiało go jedno... skoro tak kochała Weasleya, czemu "była" z Blaise'm?
-Skąd wiesz, że nie ubzdurałeś sobie całej tej miłości?! Która para jest wstanie się o siebie pozabijać?! Niby gdzie tak jest?!
-Kto wie? Może nigdzie? Wiem tylko, że tak powinno być. Wiem, że dobrzy ludzie na takie coś właśnie zasługują.
-Właśnie. Dobrzy-powiedziała z chłodem. -Wybacz, ale na podstawie czego prawisz takie kazania?! Na podstawie czego jak zwykle masz się za najmądrzejszego?!
-Na żadnej podstawie, Granger. Może właśnie dlatego jej nie doświadczę?! Ale wiesz? Lubię dążyć do moich przeświadczeń. Miłość nie jest jak w książce czy na filmie. To coś zupełnie innego, a ludzie dążą do ideałów, zapominając o prawdziwych wartościach. Nie jestem znawcą, ale w przeciwieństwie do ciebie, wiem czego oczekuję. W przeciwieństwie do ciebie walczę o to w co wierzę. To do ciebie należy decyzja.
Masz czas do końca września.
Patrzyła jak odchodzi, a z nieba po raz kolejny zaczyna padać deszcz. Patrzyła jak fale Hogwardziego jeziora burzą się, tworząc niespotykanie, groźne fale. Patrzyła jak wszystko idzie naprzód, tylko ona stoi w miejscu, przytłoczona swoją rozterką.
niedziela, 4 sierpnia 2013
7. Ocieplenie wszelkich relacji
Obudziły ją pierwsze promienie słońca wdzierające się przez okno do jej przytulnego dormitorium. Przeciągnęła się, zmuszając do uchylenia rozleniwionych powiek. Niechętnie zwlokła się z posłania, spoglądając w stronę łóżka Ginny. Ze zdziwieniem stwierdziła, że pościel jest starannie złożona, a jej przyjaciółki nie ma w dormitorium. Czyżby nie wróciła na noc do wieży Gryffindoru? Ostatnim razem widziała ją w Hogsmade z Blaise'm... Jak na zawołanie drzwi pokoju otworzyły się i stanęła w nich niewyspana Ginny Weasley. Włosy miała potargane, a ubranie z poprzedniego dnia. Na jej twarzy gościło przerażenie.
-Merlinie, Ginny! Co się stało?-spytała zatroskana dziewczyna. Podeszła do przyjaciółki z niepokojem przyglądając się jej twarzy.
-Wymknęłam się-powiedziała ruda, wymijając przyjaciółkę i rzucając się na łóżko.
-O czym ty mówisz?-spytała Hermiona, unosząc ze zdziwieniem brwi.
-Przespałam się z nim, Miona-wyznała rozpaczliwie.
-Z kim?-spytała pragnąc się upewnić czy sprawdzą się jej obawy.
-Z Zabinim!-krzyknęła z frustracją wtulając twarz w poduszki.
-To źle?-spytała Hermiona. Nie do końca rozumiała rozpacz rudowłosej.
-Rozmawialiśmy w Trzech Miotłach. Dobrze nam się gadało i wróciliśmy do Hogwartu. Później zaciągnął mnie do schowka na miotły i...
-Nie mów, że cię zgwałcił-powiedziała Hermiona, zakrywając usta ręką. Czuła się winna, bo to w końcu ona ich ze sobą zapoznała.
-Nie...! My się tylko całowaliśmy-powiedziała, uspakajając szatynkę. Wszystko zaczęło się, jak poszliśmy na tą imprezę do Krukonów.
No tak... Hermiona nie poszła na nią, bo zdecydowała się uczyć...
-Znaleźliśmy jakieś puste dormitorium i...
-Ginny! W obcym dormitorium?!
-Nie-zaprzeczyła szybko rudowłosa. -Potrzebowaliśmy więcej piwa i jakiś Krukon zaproponował nam, że trochę nam da. Poszliśmy z nim, ale w tym czasie Blaise wywrócił jakąś szafkę z eliksirami. Wszystko wybuchło, a my musieliśmy uciekać, bo chłopak nieźle się wkurzył. Pobiegliśmy do lochów. Krukon ciągle nas gonił i pokój wspólny z hasłem, którego on nie zna był najlepszy. Musieliśmy wejść do dormitorium Blaise'a, bo wszyscy dziwnie na nas patrzyli i wtedy...
-Serio?! Musiałaś mi wszystko opowiadać?!
-Musisz ciągle na mnie naskakiwać?
-Musiałaś opowiadać przez dziesięć minut coś co nie miało żadnego związku z najważniejszą rzeczą?
-Powiedz lepiej co powinnam zrobić?
-Nie chciałaś tego?-spytała Hermiona. Wnioskując z tego w jaki sposób ruda opowiadała o swojej przygodzie była pewna, że jej się podobało.
-Co jeżeli okazałam się kolejną panienką na jedną noc? Czuję się taka głupia i naiwna...
***
Szła pustym korytarzem, nie mogąc pozbyć się myśli dręczących jej sumienia. Co jeżeli Ginny ma rację?
Co jeżeli Blaise wykorzystał ją do poznania Ginny, a potem wykorzystał Ginny w dużo gorszy sposób?
Jeżeli to prawda, wszystko było jej winą. To ona dała się nabrać na sztuczki Ślizgona...
Nawet nie zauważyła kiedy wpadła na coś bardzo twardego i upadła na podłogę.
-Nie za często na mnie wpadasz?-usłyszała nad uchem rozbawiony głos.
Prychnęła pod nosem, ujmując jego wyciągniętą dłoń. Wstała po czym ze złością spojrzała na stojącego przed nią Dracona Malfoya.
-Szukam Blaise'a-powiedziała, nie mogąc powstrzymać się od chłodu kiedy wypowiadała jego imię.
-Coś się stało?-spytał wyraźnie zaintrygowany.
-Nic co powinno cię interesować-warknęła, splatając ręce na piersi. Spojrzał na nią z zaskoczeniem. Spodziewał się, że po ich ostatniej rozmowie ich relacje nieco się zmienią. Jednak dla tej kobiety nic nie miało znaczenia. Zmieniła się. W tym momencie zachowywała się jak typowa, zimna ignorantka. To jego rola! Nie pozwoli by ktoś stał się taki jak on. Chyba dlatego... że nikomu nie życzył takiego losu.
Westchnął z rezygnacją, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Zostawił ją totalnie zbitą z tropu.
***
Patrzył jak łapie go za szaty i wciąga do jakiejś pustej klasy. Zacisnął zęby ze złości. Granger okazała się taka jak inni! Głupi... liczył, że to ta sama dziewczyna, którą spotkał na cmentarzu. Niespodzianka! Stała się zupełnie inną osobą, która tak jak wszyscy patrzyła na niego z góry. Wywrócił oczami, z niezadowoleniem otwierając podręcznik na byle jakiej stronie. Ważne by odciągnąć myśli... od jego przyjaciela i dziewczyny, która z ostatnim czasem stała się dla niego kimś niezrozumiale ważnym.
-Co ty robisz, Granger?!-spytał zdziwiony Blaise, kiedy przycisnęła go do ściany i ze złością mierzyła wzrokiem. -Co zrobiłem?-poprawił się, widząc, że to nie żarty.
-Ty podły, zakłamany, niewyżyty chamie!-krzyknęła dźgając go palcem w pierś. -Ginny jest przez ciebie załamana!-wyrzuciła z siebie, teraz wyciągając w jego stronę różdżkę.
-Co z nią?-spytał zaniepokojony.
-Nie wiesz?! Ach tak... zapomniałam, że zabawiłeś się nią i wyrzuciłeś, a jej losy w żadnym wypadku cię nie obchodzą!
-Co ty wygadujesz?!-spytał ze zdziwieniem. -To ona wyszła zanim się obudziłem i teraz mnie unika!
Spojrzała na niego nieprzekonana. W sumie... brunet ma rację...
-To znaczy, że teraz ty i Ginny będziecie razem?
-O ile ona tego zechce...-powiedział, smętnie spuszczając głowę. -Może się pospieszyliśmy, ale ona jest dla mnie naprawdę ważna. Zależy mi,nigdy nie myślałem tak o żadnej dziewczynie i wiedz, że nigdy nie chciałem jej skrzywdzić.
Spojrzała mu w oczy, szukając tam odpowiedzi na to czy mówi prawdę. Mówił. Szczerość, która lśniła w jego tęczówkach ją upewniła.
-Przepraszam, że na ciebie napadłam-powiedziała, posyłając mu nieśmiały uśmiech.
-Rozumiem. W końcu czego nie robi się dla przyjaciół?
-Miłego dnia-rzuciła na odchodnym, wychodząc z klasy w pełni z siebie zadowolona.
Szczerzy się jak głupia -pomyślał, z zażenowaniem obserwując brązowowłosą Gryfonkę. Nie miał ochoty nawet na nią patrzeć. Zawiódł się na niej. Mimo iż nic mu nie obiecywała, ani niczego dla niego nie robiła. Rozczarowała go... A może to on siebie rozczarował?
Jeszcze bardziej bolała świadomość tego, że Blaise kłamał. On i Granger ukrywali romans i liczyli na to, że go przed nim ukryją. Jak można było zapomnieć o tym, że on zawsze o wszystkim się dowiaduje? Jak można było zapomnieć o tym , że zawsze dostaje to czego chce?
Pomylił się. Otaczali go idioci... Jak tu się nie zrazić do ludzi?
***
Obserwował ją, nie zamierzając nawet się odezwać. Jako prefekci naczelni mieli swoje obowiązki, które czy chcieli czy nie, musieli wykonywać. Tym razem mieli za zadanie dopilnowanie pierwszoroczniaków przy szlabanie. Dwaj niscy, czarnowłosi chłopcy z niezbyt dużym zapałem szorowali srebrne tablice mające za zadanie upamiętnić poległych w bitwie o Hogwart. Starannie wyryte, pisane ozdobną czcionką nazwiska znajomych były dla Hermiony bardzo przytłaczające. Z otępieniem wpatrywała się w coraz to kolejne tablice, nie wiedząc właściwie czemu nie zaciśnie oczu i spróbuje odciągnąć myśli od tej sprawy. Może to ciekawość ? Może chciała się upewnić czy nikogo nie pominęli, albo o to kto umarł, a sama o tym nie wiedziała? Draco patrzył tylko na nią. Nie chciał patrzeć na nazwiska tych, do których śmierci przyczynił się między innymi on sam. Dwie godziny w Izbie Pamięci okazały się dla nich torturą. Rany, które mogłoby się zdawać zdążyły się zabliźnić na nowo się rozdrapały. Wróciły bolesne wspomnienia, a wraz z nimi dręczące myśli. Mijały kolejne minuty, a dwaj chłopcy nie zdawali się kończyć roboty. Wskazówki zegara przesuwały się wyjątkowo wolno, a Hermiona czuła, że jeszcze chwila a się popłacze.
-Przepraszam, nie mogę-powiedziała w końcu, przerywając dzielącą ich ciszę. Zerwała się z krzesła , po czym pospiesznym krokiem wyszła z sali, zostawiając za sobą Dracona i dwóch zdziwionych Puchonów.
Blondyn westchnął cicho, po czym nie czekając wybiegł za dziewczyną.
-Granger!-krzyknął, łapiąc ją za ramię.
-Przepraszam. Poradzisz sobie sam, ja muszę iść. Nie wytrzymam-jej głos zdawał się lekko drżeć, a w oczach pojawiły się łzy. Próbowała za wszelką cenę ich nie wypuścić, ale Draco wiedział, że jak tylko zniknie zacznie płakać.
-Przykro mi-powiedział, przenikając ją spojrzeniem swoich stalowoszarych oczu. -To musi być bolesne...-mruknął, a w jego tęczówkach dało się dostrzec prawdziwe współczucie.
-Nie ma tam twoich przyjaciół?-spytała, zatapiając się w kolorze jego oczu.
-Moi przyjaciele nie zasłużyli na to by ich nazwiska zostały upamiętnione-powiedział, a w jego głosie dało się wyłapać gorycz.
-Mimo to, byli ci drodzy-zauważyła, siadając na parapecie okna i przesuwając się tak, by i dla niego znalazło się miejsce. Przysiadł obok, cicho wzdychając.
-To w końcu przyjaciele-powiedział ze smutkiem, a jego wzrok stał się nieobecny.
Wtedy zauważyła coś czego po Draconie Malfoyu nigdy się nie spodziewała. Ślizgon cierpiał. Cierpiał i to okazywał. Chłodna, emanująca obojętnością maska zniknęła. Blondyn z każdym dniem odkrywał przed nią swoje człowieczeństwo, a ona z każdą chwilą była tym coraz bardziej zaskoczona.
Nie wiedziała, że ma przyjaciół. Na tyle ważnych, by w jego sercu pozostał po nich smutek. Nie wiedziała, że Ślizgon w ogóle je posiada.
Zaczęła się zastanawiać co dla Dracona może znaczyć słowo "przyjaźń". Wiedziała już jak bardzo rozbudowaną ma opinie o miłości... Jak dużo mógł znaczyć dla niego Blaise Zabini? Jak dużo mógł znaczyć dla niego zmarły Vincenty Crabbe? Zawsze myślała, że chłopak był jedynie jego gorylem, gorliwie wykonującym wszystkie jego rozkazy...
-Przepraszam, Malfoy...-szepnęła bardziej do siebie, niż do niego. Niestety usłyszał ją, co wywołało u niego niemały szok.
-Za co, Granger?-spytał, nie każąc nawet jej powtarzać. Wyznanie dziewczyny bardzo go zaintrygowało.
-Za to, że niewłaściwie cie oceniałam-powiedziała, nie śmiejąc nawet na niego spojrzeć. -Byłam pewna, że jesteś złym człowiekiem.
-Nieprawda-zaprzeczył niemal machinalnie. Mimo to, jej wyznanie nico zabolało. Jeżeli mówiła prawdę, znaczy, że wtedy na cmentarzu... kłamała. NIE! Wierzył w jej słowa całą wojnę, podczas najgorszego okresu swojego życia. Gdyby nie była szczera, nie dałaby mu tyle siły.
-Tak teraz już wiem... -zapewniła go pośpiesznie.
-Wiedziałaś już wcześniej-przerwał jej, spoglądając w jej czekoladowe oczy.
-Co?-spytała marszcząc brwi. Skąd ktoś taki jak on mógł o tym wiedzieć?
-Ktoś taki jak ty nigdy nie wątpi. Nigdy się nie poddaje-powiedział, a ona mimowolnie się uśmiechnęła. Te słowa wiele dla niej znaczyły.
Może nie zawsze wykonywał dobre uczynki. Może nieraz dopuszczał się paskudnych rzeczy...
Ale urodził się i zamierzał umrzeć jako dobry człowiek i choć wiele mu jeszcze brakowało... zamierzał walczyć. O przepędzenie mroku z jego serca. O wolność...
-Merlinie, Ginny! Co się stało?-spytała zatroskana dziewczyna. Podeszła do przyjaciółki z niepokojem przyglądając się jej twarzy.
-Wymknęłam się-powiedziała ruda, wymijając przyjaciółkę i rzucając się na łóżko.
-O czym ty mówisz?-spytała Hermiona, unosząc ze zdziwieniem brwi.
-Przespałam się z nim, Miona-wyznała rozpaczliwie.
-Z kim?-spytała pragnąc się upewnić czy sprawdzą się jej obawy.
-Z Zabinim!-krzyknęła z frustracją wtulając twarz w poduszki.
-To źle?-spytała Hermiona. Nie do końca rozumiała rozpacz rudowłosej.
-Rozmawialiśmy w Trzech Miotłach. Dobrze nam się gadało i wróciliśmy do Hogwartu. Później zaciągnął mnie do schowka na miotły i...
-Nie mów, że cię zgwałcił-powiedziała Hermiona, zakrywając usta ręką. Czuła się winna, bo to w końcu ona ich ze sobą zapoznała.
-Nie...! My się tylko całowaliśmy-powiedziała, uspakajając szatynkę. Wszystko zaczęło się, jak poszliśmy na tą imprezę do Krukonów.
No tak... Hermiona nie poszła na nią, bo zdecydowała się uczyć...
-Znaleźliśmy jakieś puste dormitorium i...
-Ginny! W obcym dormitorium?!
-Nie-zaprzeczyła szybko rudowłosa. -Potrzebowaliśmy więcej piwa i jakiś Krukon zaproponował nam, że trochę nam da. Poszliśmy z nim, ale w tym czasie Blaise wywrócił jakąś szafkę z eliksirami. Wszystko wybuchło, a my musieliśmy uciekać, bo chłopak nieźle się wkurzył. Pobiegliśmy do lochów. Krukon ciągle nas gonił i pokój wspólny z hasłem, którego on nie zna był najlepszy. Musieliśmy wejść do dormitorium Blaise'a, bo wszyscy dziwnie na nas patrzyli i wtedy...
-Serio?! Musiałaś mi wszystko opowiadać?!
-Musisz ciągle na mnie naskakiwać?
-Musiałaś opowiadać przez dziesięć minut coś co nie miało żadnego związku z najważniejszą rzeczą?
-Powiedz lepiej co powinnam zrobić?
-Nie chciałaś tego?-spytała Hermiona. Wnioskując z tego w jaki sposób ruda opowiadała o swojej przygodzie była pewna, że jej się podobało.
-Co jeżeli okazałam się kolejną panienką na jedną noc? Czuję się taka głupia i naiwna...
***
Szła pustym korytarzem, nie mogąc pozbyć się myśli dręczących jej sumienia. Co jeżeli Ginny ma rację?
Co jeżeli Blaise wykorzystał ją do poznania Ginny, a potem wykorzystał Ginny w dużo gorszy sposób?
Jeżeli to prawda, wszystko było jej winą. To ona dała się nabrać na sztuczki Ślizgona...
Nawet nie zauważyła kiedy wpadła na coś bardzo twardego i upadła na podłogę.
-Nie za często na mnie wpadasz?-usłyszała nad uchem rozbawiony głos.
Prychnęła pod nosem, ujmując jego wyciągniętą dłoń. Wstała po czym ze złością spojrzała na stojącego przed nią Dracona Malfoya.
-Szukam Blaise'a-powiedziała, nie mogąc powstrzymać się od chłodu kiedy wypowiadała jego imię.
-Coś się stało?-spytał wyraźnie zaintrygowany.
-Nic co powinno cię interesować-warknęła, splatając ręce na piersi. Spojrzał na nią z zaskoczeniem. Spodziewał się, że po ich ostatniej rozmowie ich relacje nieco się zmienią. Jednak dla tej kobiety nic nie miało znaczenia. Zmieniła się. W tym momencie zachowywała się jak typowa, zimna ignorantka. To jego rola! Nie pozwoli by ktoś stał się taki jak on. Chyba dlatego... że nikomu nie życzył takiego losu.
Westchnął z rezygnacją, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Zostawił ją totalnie zbitą z tropu.
***
Patrzył jak łapie go za szaty i wciąga do jakiejś pustej klasy. Zacisnął zęby ze złości. Granger okazała się taka jak inni! Głupi... liczył, że to ta sama dziewczyna, którą spotkał na cmentarzu. Niespodzianka! Stała się zupełnie inną osobą, która tak jak wszyscy patrzyła na niego z góry. Wywrócił oczami, z niezadowoleniem otwierając podręcznik na byle jakiej stronie. Ważne by odciągnąć myśli... od jego przyjaciela i dziewczyny, która z ostatnim czasem stała się dla niego kimś niezrozumiale ważnym.
-Co ty robisz, Granger?!-spytał zdziwiony Blaise, kiedy przycisnęła go do ściany i ze złością mierzyła wzrokiem. -Co zrobiłem?-poprawił się, widząc, że to nie żarty.
-Ty podły, zakłamany, niewyżyty chamie!-krzyknęła dźgając go palcem w pierś. -Ginny jest przez ciebie załamana!-wyrzuciła z siebie, teraz wyciągając w jego stronę różdżkę.
-Co z nią?-spytał zaniepokojony.
-Nie wiesz?! Ach tak... zapomniałam, że zabawiłeś się nią i wyrzuciłeś, a jej losy w żadnym wypadku cię nie obchodzą!
-Co ty wygadujesz?!-spytał ze zdziwieniem. -To ona wyszła zanim się obudziłem i teraz mnie unika!
Spojrzała na niego nieprzekonana. W sumie... brunet ma rację...
-To znaczy, że teraz ty i Ginny będziecie razem?
-O ile ona tego zechce...-powiedział, smętnie spuszczając głowę. -Może się pospieszyliśmy, ale ona jest dla mnie naprawdę ważna. Zależy mi,nigdy nie myślałem tak o żadnej dziewczynie i wiedz, że nigdy nie chciałem jej skrzywdzić.
Spojrzała mu w oczy, szukając tam odpowiedzi na to czy mówi prawdę. Mówił. Szczerość, która lśniła w jego tęczówkach ją upewniła.
-Przepraszam, że na ciebie napadłam-powiedziała, posyłając mu nieśmiały uśmiech.
-Rozumiem. W końcu czego nie robi się dla przyjaciół?
-Miłego dnia-rzuciła na odchodnym, wychodząc z klasy w pełni z siebie zadowolona.
Szczerzy się jak głupia -pomyślał, z zażenowaniem obserwując brązowowłosą Gryfonkę. Nie miał ochoty nawet na nią patrzeć. Zawiódł się na niej. Mimo iż nic mu nie obiecywała, ani niczego dla niego nie robiła. Rozczarowała go... A może to on siebie rozczarował?
Jeszcze bardziej bolała świadomość tego, że Blaise kłamał. On i Granger ukrywali romans i liczyli na to, że go przed nim ukryją. Jak można było zapomnieć o tym, że on zawsze o wszystkim się dowiaduje? Jak można było zapomnieć o tym , że zawsze dostaje to czego chce?
Pomylił się. Otaczali go idioci... Jak tu się nie zrazić do ludzi?
***
Obserwował ją, nie zamierzając nawet się odezwać. Jako prefekci naczelni mieli swoje obowiązki, które czy chcieli czy nie, musieli wykonywać. Tym razem mieli za zadanie dopilnowanie pierwszoroczniaków przy szlabanie. Dwaj niscy, czarnowłosi chłopcy z niezbyt dużym zapałem szorowali srebrne tablice mające za zadanie upamiętnić poległych w bitwie o Hogwart. Starannie wyryte, pisane ozdobną czcionką nazwiska znajomych były dla Hermiony bardzo przytłaczające. Z otępieniem wpatrywała się w coraz to kolejne tablice, nie wiedząc właściwie czemu nie zaciśnie oczu i spróbuje odciągnąć myśli od tej sprawy. Może to ciekawość ? Może chciała się upewnić czy nikogo nie pominęli, albo o to kto umarł, a sama o tym nie wiedziała? Draco patrzył tylko na nią. Nie chciał patrzeć na nazwiska tych, do których śmierci przyczynił się między innymi on sam. Dwie godziny w Izbie Pamięci okazały się dla nich torturą. Rany, które mogłoby się zdawać zdążyły się zabliźnić na nowo się rozdrapały. Wróciły bolesne wspomnienia, a wraz z nimi dręczące myśli. Mijały kolejne minuty, a dwaj chłopcy nie zdawali się kończyć roboty. Wskazówki zegara przesuwały się wyjątkowo wolno, a Hermiona czuła, że jeszcze chwila a się popłacze.
-Przepraszam, nie mogę-powiedziała w końcu, przerywając dzielącą ich ciszę. Zerwała się z krzesła , po czym pospiesznym krokiem wyszła z sali, zostawiając za sobą Dracona i dwóch zdziwionych Puchonów.
Blondyn westchnął cicho, po czym nie czekając wybiegł za dziewczyną.
-Granger!-krzyknął, łapiąc ją za ramię.
-Przepraszam. Poradzisz sobie sam, ja muszę iść. Nie wytrzymam-jej głos zdawał się lekko drżeć, a w oczach pojawiły się łzy. Próbowała za wszelką cenę ich nie wypuścić, ale Draco wiedział, że jak tylko zniknie zacznie płakać.
-Przykro mi-powiedział, przenikając ją spojrzeniem swoich stalowoszarych oczu. -To musi być bolesne...-mruknął, a w jego tęczówkach dało się dostrzec prawdziwe współczucie.
-Nie ma tam twoich przyjaciół?-spytała, zatapiając się w kolorze jego oczu.
-Moi przyjaciele nie zasłużyli na to by ich nazwiska zostały upamiętnione-powiedział, a w jego głosie dało się wyłapać gorycz.
-Mimo to, byli ci drodzy-zauważyła, siadając na parapecie okna i przesuwając się tak, by i dla niego znalazło się miejsce. Przysiadł obok, cicho wzdychając.
-To w końcu przyjaciele-powiedział ze smutkiem, a jego wzrok stał się nieobecny.
Wtedy zauważyła coś czego po Draconie Malfoyu nigdy się nie spodziewała. Ślizgon cierpiał. Cierpiał i to okazywał. Chłodna, emanująca obojętnością maska zniknęła. Blondyn z każdym dniem odkrywał przed nią swoje człowieczeństwo, a ona z każdą chwilą była tym coraz bardziej zaskoczona.
Nie wiedziała, że ma przyjaciół. Na tyle ważnych, by w jego sercu pozostał po nich smutek. Nie wiedziała, że Ślizgon w ogóle je posiada.
Zaczęła się zastanawiać co dla Dracona może znaczyć słowo "przyjaźń". Wiedziała już jak bardzo rozbudowaną ma opinie o miłości... Jak dużo mógł znaczyć dla niego Blaise Zabini? Jak dużo mógł znaczyć dla niego zmarły Vincenty Crabbe? Zawsze myślała, że chłopak był jedynie jego gorylem, gorliwie wykonującym wszystkie jego rozkazy...
-Przepraszam, Malfoy...-szepnęła bardziej do siebie, niż do niego. Niestety usłyszał ją, co wywołało u niego niemały szok.
-Za co, Granger?-spytał, nie każąc nawet jej powtarzać. Wyznanie dziewczyny bardzo go zaintrygowało.
-Za to, że niewłaściwie cie oceniałam-powiedziała, nie śmiejąc nawet na niego spojrzeć. -Byłam pewna, że jesteś złym człowiekiem.
-Nieprawda-zaprzeczył niemal machinalnie. Mimo to, jej wyznanie nico zabolało. Jeżeli mówiła prawdę, znaczy, że wtedy na cmentarzu... kłamała. NIE! Wierzył w jej słowa całą wojnę, podczas najgorszego okresu swojego życia. Gdyby nie była szczera, nie dałaby mu tyle siły.
-Tak teraz już wiem... -zapewniła go pośpiesznie.
-Wiedziałaś już wcześniej-przerwał jej, spoglądając w jej czekoladowe oczy.
-Co?-spytała marszcząc brwi. Skąd ktoś taki jak on mógł o tym wiedzieć?
-Ktoś taki jak ty nigdy nie wątpi. Nigdy się nie poddaje-powiedział, a ona mimowolnie się uśmiechnęła. Te słowa wiele dla niej znaczyły.
Może nie zawsze wykonywał dobre uczynki. Może nieraz dopuszczał się paskudnych rzeczy...
Ale urodził się i zamierzał umrzeć jako dobry człowiek i choć wiele mu jeszcze brakowało... zamierzał walczyć. O przepędzenie mroku z jego serca. O wolność...
6. Prawdziwa miłość
Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma rzekami mieszkał Niebiański Smok Fernando. Był on przyjaznym smokiem i bardzo lubił ludzi jakimi byli czarodzieje. Pewnego dnia napotkał w lesie młodego chłopaka, który do szaleństwa zakochany w księżniczce nie mógł jej zdobyć. Był z tego powodu bardzo nieszczęśliwy, a jego serce krwawiło za każdym razem gdy spotykał ją na swojej drodze.
15 komentarzy = nowy rozdział jeszcze dziś !
Niebiański Smok Fernando zlitował się nad nim i postanowił mu pomóc. Ich celem było zdobycie serca księżniczki. Robili wszystko co w swojej mocy by piękna Esmeralda spojrzała na księcia z uznaniem.
Niestety dzielił ich wielki mur zwany nienawiścią i uprzedzeniem ze strony młodej królewny.
W końcu jednak, kiedy przyszedł decydujący dzień, dzień w którym księżniczka miała zostać wydana za mąż, a chłopak umierał z rozpaczy, zastanowiła się nad swoją decyzją.
Chłopak, choć nie mający jej nic do zaoferowania, oddał jej całe swoje serce.
Czyż nie to było najważniejsze?
W końcu Esmeralda zgodziła się na życie u boku chłopaka i razem z nim uciekła na Niebiańskim Smoku Fernandzie daleko poza granice królestwa. W końcu przestano o nich mówić. Poszli w zapomnienie, a księżniczka została uznana za zdrajczynie. Czego jednak nie robi się w imię miłości?
Gdzieś tam, daleko od potępiającego wzroku dworzan żyli otoczeni szczęściem i miłością.
Żyli po prostu długo i szczęśliwie.
-Pff... Nie do wiary, że zainteresowała panienkę akurat ta książka...
Hermiona oderwała się od lektury, przenosząc zaciekawiony wzrok na stojącego naprzeciw właściciela jedynej księgarni w Hogsmade.
-Dzień dobry panie McQueen-przywitała się z delikatnym uśmiechem. -Książka jest... niezwykła. Czemu miałaby mi się nie spodobać?-spytała, unosząc brwi.
-Po prostu nie wiedziałem, że interesuje się pani takimi rzeczami... Krążą legendy, że to prawdziwa historia-powiedział, a w jego oczach zabłysły wesołe ogniki.
-Smoki, które przyjaźnią się ludźmi?-spytała z niedowierzaniem. -To niczym wyróżniająca się bajka-powiedziała spokojnie Hermiona. -A księżniczka była jakaś dziwna... nie ważne. Spieszę się, jestem z kimś umówiona.
-Proszę zatrzymaj tę książkę-powiedział mężczyzna, wręczając jej tom w ręce. -Kto wie? Może odnajdziesz w niej piękno?-jego wąskie usta wygięły się w tajemniczym uśmiechu.
-Dziękuję -powiedziała z wdzięcznością. -Do zobaczenia!-krzyknęła, radośnie wybiegając z księgarni.
Pan McQueen okazał się miłym, rozmarzonym staruszkiem z wyobraźnią małego dziecka. Był człowiekiem, którego zawsze miło było spotkać.
***
Do Trzech Mioteł dobiegła, pędząc z całych sił. Co chwila nerwowo zerkała na zegarek, pod pachą mocno ściskając nową książkę. Nie widziała w niej nic niezwykłego, jednak postanowiła przyjrzeć jej się z bliska. Zawsze lubiła tego typu historie. Może były zbyt ckliwe lub przesłodzone, ale zawsze dobrze odskoczyć w ten sposób od rzeczywistości.
-Cześć, Ginny-powiedziała, odruchowo poprawiając swój luźny, beżowy sweterek. Przytuliła się do przyjaciółki, zdając sobie sprawę jak bardzo brakowało jej dobrych relacji z tą rudą osóbką. Mimowolnie się uśmiechnęła, mocniej ściskając rudowłosą. -Przepraszam cię za wszystko-szepnęła, wtulając się w jej włosy.
-Nie masz za co, Miona. Ja też nie okazałam się lepsza. Teraz niech wszystko wróci do normy-poprosiła Ginny. Na jej bladą twarz wpłynął szeroki, pełny szczęścia uśmiech. Od pamiętnej bitwy o Hogwart Hermiona rzadko go widywała. Poczuła jak po jej sercu rozpływa się ciepło. Świadomość, że Ginny się uśmiecha dała jej nadzieję, że naprawdę teraz będzie tylko lepiej.
Oderwały się od siebie, a radość nie opuszczała ani ich twarzy, ani serc.
-Ginny, muszę ci coś powiedzieć-powiedziała szatynka z już nieco mniej pewnym uśmiechem.
-O co chodzi?-spytała ruda, przechodząc próg Trzech Mioteł.
-Będziesz wściekła-powiedziała Hermiona mając już w głowie wizję najbliższej godziny.
-Zaryzykuj-odparła Ginny cicho się śmiejąc.
-Zaprosiłam do nas Blaise'a Zabini'ego-powiedziała na jednym wdechu.
W tym samym czasie rudowłosa stanęła jak wryta, przyglądając się przystojnemu brunetowi machającemu im z jednego stolika.
-Nie mogłaś powiedzieć wcześniej?-spytała tonem, z którego nie dało się zbyt wiele wyczytać.
-Wtedy byś nie przyszła-powiedziała Hermiona, z wrednym uśmiechem ciągnąc ją w stronę Blaise'a.
-Cześć dziewczyny-powiedział brunet, pokazując rząd równych, białych zębów.
-Cześć, Blaise-powiedziała tylko Hermiona, bo Ginny była zbyt zła by powiedzieć cokolwiek.
Bez dalszych, zbędnych słów zasiedli do stolika, zamawiając kremowe piwa.
Minęło paręnaście minut, a Hermiona stwierdziła, że ani Blaise ani jej rudowłosa przyjaciółka nie mają ochoty się pozabijać. Doskonale pamiętała, że Ginny bardzo podoba się brunetowi. Postanowiła trochę powtrącać się w ten "związek" i najzwyczajniej w świecie ich zostawić.
-O nie...-jęknęła, przerywając tym jakąś rozmowę. -Tak mi przykro... zapomniałam, że mam bardzo pilną sprawę do załatwienia-powiedziała, świetnie udając zmartwioną. -Muszę iść.
-Co? Jak to?-spytała Ginny, czując jak narasta w niej panika.
-Zostań z Blaise'm, Ginny-powiedziała ze spokojem Hermiona. -Powinnam zaraz wrócić-zapewniła ją, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie za Ślizgonem.
Nie czekając na dalsze protesty przyjaciółki pomachała im na pożegnanie i pośpiesznie wyszła z Trzech Mioteł.
-Nie wróci-powiedziała Ginny patrząc jak dziewczyna znika za drzwiami gospody.
***
Spacerował uliczkami czarodziejskiego miasteczka, dając pochłonąć się własnym myślą. Czuł, że jego sytuacja jest zarazem nic nie znacząca i beznadziejna. Czuł, że nie powinien się niczym przejmować, a jednak przejmował się wszystkim. Prawda była taka, że nigdy nie radził sobie z uczuciami, zawsze gubił się, przybierając maskę obojętności jako jedyne wyjście . Teraz jednak sobie z tym nie radził. Zbyt wiele przeżył, doświadczył czy zobaczył by być całkowicie znieczulonym. Nie potrafił udawać, że coś go nie rusza podczas kiedy walił się jego świat. Draco Malfoy wypadł z wprawy. Nie potrafił dalej udawać cynicznego i aroganckiego arystokraty. Nie potrafił robić z siebie kogoś kim wcale nie był.
Zobaczył ją siedzącą w samotności na ławce. Zaczytana w jakiejś książce, nawet nie zauważyła kiedy przysiadł się obok. Zajrzał jej przez ramię, szybko czytając tekst. Po chwili nie mógł się powstrzymać i prychnął z zażenowania.
Drgnęła, z zaskoczeniem patrząc w jego stalowoszare oczy.
-Czego chcesz, Malfoy?-warknęła, zamykając książkę i splatając ręce na piersi.
-Ta książka jest beznadziejna-stwierdził dobitnie.
-Sam jesteś beznadziejny-powiedziała, mrużąc gniewnie oczy. -Co jest w niej takiego złego?-spytała, będąc naprawdę tego ciekawa.
-Jest sobie dziewczyna, która ignoruje go cały czas i wyśmiewa, a jak przychodzi czas kiedy ona sama jest w potrzebie do niego idzie! Gdzie jej godność? Książęcy honor? Bzdury... Do tego jeszcze facet, który myśli, że ją kocha bo jest wstanie zabrać ją na smoku daleko od zamku. Prawda jest taka, że to jemu, nie jej przeszkadza zamek. Zabiera ją od tego co tak naprawdę jemu jest nie na rękę. To nie jest dobry uczynek względem księżniczki. Chłopak jest strasznie samolubny, bo zabiera ją od tego co dla niej najlepsze...
-Księżniczka poszła do chłopaka, bo uświadomiła sobie, że to jego naprawdę kocha.
-Poszła do niego, bo wybrała mniejsze zło. Widać facet z którym miała wziąć ślub był brzydki albo stary.
-Nie wierzysz w prawdziwą miłość?
-To nie jest prawdziwa miłość. Ludzie wmawiają sobie, że są zakochani, a później się rozstają, obrażają, nie szanują... Mówią, że uczucie przeminęło. Wiesz co ja o tym sądzę? Prawdziwe uczucie nie przemija. Jeżeli ludzie się rozstają, obrażają czy nie szanują znaczy, że tak naprawdę nigdy się prawdziwie nie kochali.
-A smok?
-O co ci chodzi?
-Co sądzisz o smoku?
-Smok to tylko idiota, który dał się w to wszystko wkręcić-powiedział, ciężko wzdychając. Odwrócił głowę w bok, patrząc na twarz szatynki. Cięgle błąkał się po niej cień uśmiechu.
-Ja tam w to wierzę...-powiedziała, pozwalając ustom wygiąć się w rozmarzonym uśmiechu.
Chłopak jedynie prychnął pod nosem, będąc naprawdę rozbawiony jej głupotą.
-Kochałaś Granger? Kochałaś kiedyś tak mocno by zostawić pewną, dobrą drogę dla kogoś kogo kochasz?-spytał przenikając ją swoim spojrzeniem. -Byłaś wstanie zrezygnować ze spokojnego życia? Byłaś wstanie zawieźć wszelkie oczekiwania byleby być z kimś kogo kochasz?
Przez chwile patrzyła na niego, zastanawiając się co tak właściwie wyprawia. Świat wywrócił się do góry nogami, bo właśnie rozmawiała z Draconem Malfoyem o miłości! Może to niedorzeczne czy niewłaściwe, jednak coś ją do niego ciągnęło. Czuła, że potrzebuje tej rozmowy, a szczerość bijąca z jego oczu upewniała ją, że się z niej nie nabija.
-Dlaczego sądzisz, że to właśnie prawdziwa miłość?-spytała, czując jak jej doczesny światopogląd się rujnuje.
-Bo jeżeli tak nie jest, cała ta miłość to coś przereklamowanego-wyjaśnił z delikatnym uśmiechem.
-Wracając do tematu zarówno chłopak jak i księżniczka to idioci. Mimo to nie są gorsi od tych, którzy kochają naprawdę. Miłość to coś strasznego, dzięki niej można manipulować, kłamać, nadwyrężać czyjeś zaufanie...
-Można też pomagać, być prawdomównym i ufać.
Ze zdziwieniem spojrzał w jej czekoladowe, pełne ciepła oczy.
-Miłość jest beznadziejna-powiedział bez cienia emocji w głosie.
Miał rację. Miłość była beznadziejna. Była ryzykowna, a ból, który potrafiła ze sobą przynieść był nie do zniesienia.
Wiedziała o tym. Wiedziała jak wiele potrafi ją kosztować miłość do Rona. Wiedziała co musi znieść jeżeli chce być kiedyś z nim szczęśliwa i była gotowa zapłacić tą cenę.
Spojrzała na Malfoya dalej nie mogąc uwierzyć w jego zachowanie. On się zmienił. Była tego pewna. Widziała to w jego oczach, które niegdyś pałające zimną obojętnością stały się bardziej przyjazne. Ludzkie.
Posłała mu szeroki, pełny ciepła uśmiech, pragnąć polepszyć mu humor. Zawsze zdawał się być poważny, pewnie stąpający po ziemi. Rzadko kiedy widziała by okazywał jakieś emocje.
Jakiż było jej zdziwienie, kiedy odpowiedział jej szczerym, równie ciepłym uśmiechem.
Zadziwiające jak przyjaźnie wtedy wyglądał. Tego dnia poznała zupełnie inną osobę, Dracona Malfoya pełnego radości i nadziei na nowe, lepsze jutro.
-Dzięki za rozmowę-powiedziała, zabierając książę i odchodząc. Zostawiła go z nowymi przemyśleniami i niespotykanym, promiennym uśmiechem.
-Fascynujące jak wiele mogła zdziałać bajka o idiocie zakochanym w księżniczce-mruknął, z niedowierzaniem kręcąc głową.
Zobaczył ją siedzącą w samotności na ławce. Zaczytana w jakiejś książce, nawet nie zauważyła kiedy przysiadł się obok. Zajrzał jej przez ramię, szybko czytając tekst. Po chwili nie mógł się powstrzymać i prychnął z zażenowania.
Drgnęła, z zaskoczeniem patrząc w jego stalowoszare oczy.
-Czego chcesz, Malfoy?-warknęła, zamykając książkę i splatając ręce na piersi.
-Ta książka jest beznadziejna-stwierdził dobitnie.
-Sam jesteś beznadziejny-powiedziała, mrużąc gniewnie oczy. -Co jest w niej takiego złego?-spytała, będąc naprawdę tego ciekawa.
-Jest sobie dziewczyna, która ignoruje go cały czas i wyśmiewa, a jak przychodzi czas kiedy ona sama jest w potrzebie do niego idzie! Gdzie jej godność? Książęcy honor? Bzdury... Do tego jeszcze facet, który myśli, że ją kocha bo jest wstanie zabrać ją na smoku daleko od zamku. Prawda jest taka, że to jemu, nie jej przeszkadza zamek. Zabiera ją od tego co tak naprawdę jemu jest nie na rękę. To nie jest dobry uczynek względem księżniczki. Chłopak jest strasznie samolubny, bo zabiera ją od tego co dla niej najlepsze...
-Księżniczka poszła do chłopaka, bo uświadomiła sobie, że to jego naprawdę kocha.
-Poszła do niego, bo wybrała mniejsze zło. Widać facet z którym miała wziąć ślub był brzydki albo stary.
-Nie wierzysz w prawdziwą miłość?
-To nie jest prawdziwa miłość. Ludzie wmawiają sobie, że są zakochani, a później się rozstają, obrażają, nie szanują... Mówią, że uczucie przeminęło. Wiesz co ja o tym sądzę? Prawdziwe uczucie nie przemija. Jeżeli ludzie się rozstają, obrażają czy nie szanują znaczy, że tak naprawdę nigdy się prawdziwie nie kochali.
-A smok?
-O co ci chodzi?
-Co sądzisz o smoku?
-Smok to tylko idiota, który dał się w to wszystko wkręcić-powiedział, ciężko wzdychając. Odwrócił głowę w bok, patrząc na twarz szatynki. Cięgle błąkał się po niej cień uśmiechu.
-Ja tam w to wierzę...-powiedziała, pozwalając ustom wygiąć się w rozmarzonym uśmiechu.
Chłopak jedynie prychnął pod nosem, będąc naprawdę rozbawiony jej głupotą.
-Kochałaś Granger? Kochałaś kiedyś tak mocno by zostawić pewną, dobrą drogę dla kogoś kogo kochasz?-spytał przenikając ją swoim spojrzeniem. -Byłaś wstanie zrezygnować ze spokojnego życia? Byłaś wstanie zawieźć wszelkie oczekiwania byleby być z kimś kogo kochasz?
Przez chwile patrzyła na niego, zastanawiając się co tak właściwie wyprawia. Świat wywrócił się do góry nogami, bo właśnie rozmawiała z Draconem Malfoyem o miłości! Może to niedorzeczne czy niewłaściwe, jednak coś ją do niego ciągnęło. Czuła, że potrzebuje tej rozmowy, a szczerość bijąca z jego oczu upewniała ją, że się z niej nie nabija.
-Dlaczego sądzisz, że to właśnie prawdziwa miłość?-spytała, czując jak jej doczesny światopogląd się rujnuje.
-Bo jeżeli tak nie jest, cała ta miłość to coś przereklamowanego-wyjaśnił z delikatnym uśmiechem.
-Wracając do tematu zarówno chłopak jak i księżniczka to idioci. Mimo to nie są gorsi od tych, którzy kochają naprawdę. Miłość to coś strasznego, dzięki niej można manipulować, kłamać, nadwyrężać czyjeś zaufanie...
-Można też pomagać, być prawdomównym i ufać.
Ze zdziwieniem spojrzał w jej czekoladowe, pełne ciepła oczy.
-Miłość jest beznadziejna-powiedział bez cienia emocji w głosie.
Miał rację. Miłość była beznadziejna. Była ryzykowna, a ból, który potrafiła ze sobą przynieść był nie do zniesienia.
Wiedziała o tym. Wiedziała jak wiele potrafi ją kosztować miłość do Rona. Wiedziała co musi znieść jeżeli chce być kiedyś z nim szczęśliwa i była gotowa zapłacić tą cenę.
Spojrzała na Malfoya dalej nie mogąc uwierzyć w jego zachowanie. On się zmienił. Była tego pewna. Widziała to w jego oczach, które niegdyś pałające zimną obojętnością stały się bardziej przyjazne. Ludzkie.
Posłała mu szeroki, pełny ciepła uśmiech, pragnąć polepszyć mu humor. Zawsze zdawał się być poważny, pewnie stąpający po ziemi. Rzadko kiedy widziała by okazywał jakieś emocje.
Jakiż było jej zdziwienie, kiedy odpowiedział jej szczerym, równie ciepłym uśmiechem.
Zadziwiające jak przyjaźnie wtedy wyglądał. Tego dnia poznała zupełnie inną osobę, Dracona Malfoya pełnego radości i nadziei na nowe, lepsze jutro.
-Dzięki za rozmowę-powiedziała, zabierając książę i odchodząc. Zostawiła go z nowymi przemyśleniami i niespotykanym, promiennym uśmiechem.
-Fascynujące jak wiele mogła zdziałać bajka o idiocie zakochanym w księżniczce-mruknął, z niedowierzaniem kręcąc głową.
15 komentarzy = nowy rozdział jeszcze dziś !
sobota, 3 sierpnia 2013
5. Normalne, szkolne życie
Odkąd rozcięła i boleśnie stłukła głowę Draconowi Malfoyowi unikała go jak ognia. Było jej strasznie głupio z powodu tego, że tak bezmyślnie i bezpodstawnie go zaatakowała. Z początku próbowała się bronić i udowodnić jego winę jednak wszystko diametralnie się zmieniło kiedy przedstawił jej powód zaciągnięcia jej do pustej sali.
.
Nie wiedziała czemu nie chciała się z nim widzieć. Może to dlatego, że ich relacje uległy drastycznej zmianie?
Nie była przyzwyczajona do normalnej rozmowy z Draconem Malfoyem.
A co jeżeli zmienił się jak jej nowy przyjaciel Zabini? Co jeżeli on także jest godzien bycia jej przyjacielem?
NIE, NIE, NIE!
Skarciła się w myślach. Draco Malfoy od zawsze ją upokarzał i nazywał Szlamą. To ten sam Ślizgon, śmierciożerca i zdrajca!
Z premedytacją zabijał i torturował niewinnych ludzi...
Naprawdę w to wierzysz, Hermiono? - W jej głosie odezwał się cichy głosik.
Czy wierzyła? Czy naprawdę wierzyła w to, że siedemnastoletni chłopak był wstanie z własnej woli zaangażować się w takie przedsięwzięcie? Czy był szczęśliwy żyjąc u boku Voldemorta tak jak jego ciotka Bellatrix?
Nie, na pewno nie... W Draconie Malfoyu zawsze tliło się dobro, a teraz próbuje wyjść na prostą. Musiała w to wierzyć. Musiała wierzyć w to, że Draco Malfoy jest dobry. Musiała wierzyć, że ich miła rozmowa w pustej klasie nie była jedynie kłamstwem i grą z jego strony. Musiała. Inaczej straciłaby wiarę w ludzi. Jeżeli on nie był wstanie się zmienić, to wszelkie gadki o nawróceniu i zmianie w dobrego człowieka były jedynie czystym kłamstwem. Jeżeli on nie był wstanie być dobry, to dla nikogo nie było ratunku.
***
Lekcja eliksirów okazała się wyjątkowo trudna. Jasna czupryna, należąca do siedzącego przed nią chłopaka stale ją rozpraszała. Zasłaniał jej tablicę i ciągle gadał ze swoim przyjacielem, Blaise'm. Do tego wszystkiego jej myśli zajmowała tylko i wyłącznie jego osoba co było jeszcze gorsze.
-Malfoy, mógłbyś się z łaski swojej zamknąć?-szepnęła po dłuższej chwili dzielnego znoszenia jego głosu. Zdziwiony chłopak odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy wykwitł ironiczny uśmieszek. W jego ślady poszedł też Zabini, który w przeciwieństwie do niego, uśmiechał się bardziej ludzko.
-Czyżbyśmy ci przeszkadzali?-spytał blondyn, nie kryjąc swojego zadowolenia. Nie dość, że udało mu się ją wkurzyć, to jeszcze się do niego odezwała!
-Draco daj spokój, ona...-zaczął Blaise, jednak przerwał mu niezadowolony głos Horacego Slughorna.
-Panie Malfoy, panno Granger! Wasze domy tracą po 5 punktów! Skoro tak bardzo do siebie lgniecie... proszę bardzo usiądźcie razem.
-Przepraszam, panie profesorze-powiedziała Hermiona ze skruchą, przy okazji zabijając siedzących przed nią Ślizgonów wzrokiem.
-Panie Malfoy, proszę się przesiąść-powiedział nauczyciel, nie zwracając uwagi na przeprosiny Hermiony.
-Nie ma takiej potrzeby-powiedział Draco, za wszelką cenę pragnąc uniknąć kontaktu z Gryfonką, która z chęcią by go zamordowała.
-Nie pytam się pana o zdanie, Malfoy. Siadaj obok panny Granger-warknął już nieco poirytowany profesor. Blondyn prychnął pod nosem, z niechęcią siadając obok Hermiony. Dziewczyna odsunęła się jak najdalej niego, nie zamierzając nawet na niego spojrzeć. Poszedł w jej ślady, odwracając głowę w przeciwną stronę.
-Dzisiaj zajmiemy się różnymi eliksirami... Panno Weasley, proszę usiąść obok Zabiniego-ruda ze spuszczoną głową i zaciśniętymi zębami przesiadła się, przy okazji posyłając Hermionie spojrzenie pełne wyrzutu. -Wracając do tematu... Wylosujecie karteczki z nazwą eliksiru, który musicie uwarzyć.
Mężczyzna wyciągnął różdżkę, po czym za sprawą jednego machnięcia rozproszył po całej sali karteczki, które dotychczas spokojnie spoczywały na jego biurku. Hermiona spojrzała na lądujący przed nią zwitek pergaminu. Wyciągnęła rękę, powoli go rozwijając i z rezygnacją stwierdzając, że wraz z Malfoyem musi przygotować Amortencje. Nagle poczuła jak ktoś staje za jej plecami w niebezpiecznie bliskiej odległości. Mogła wręcz poczuć jego oddech na swoim karku.
-Eliksir miłości...-mruknął Malfoy, nie zdając sobie sprawy jak silnie działa na nią jego obecność.
***
- Znakiem, że wywar się udał jest bijący od niego perłowy blask i para unosząca się w charakterystycznych spiralach-powiedziała Hermiona, dobitnie cytując swój podręcznik. -Spieprzyłeś, Malfoy-stwierdziła z rezygnacją przyglądając się blondynowi.
-Nie mam pojęcia o co ci chodzi-odparł zupełnie niewzruszony jej niezadowoleniem.
-Może o to, że wygląda jak eliksir wielosokowy z dodatkiem włosów Crabb'a i Geoyl'a!-wyrzuciła z siebie, obrzucając go najchłodniejszym spojrzeniem na jakie było ją stać. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że powiedziała nieco za dużo. Zakryła dłonią usta, z przerażeniem obserwując reakcje chłopaka.
Blondyn ze zdziwieniem uniósł brwi, by po chwili przybrać na twarz blady uśmiech. Od śmierci Crabb'a nikt nie wspominał o jego "gorylach".
-Przepraszam ja...-zaczęła, jednak on szybko jej przerwał.
-Po co chcieliście zmienić się w Crabb'a albo Goyl'a?-wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Draco Malfoy był wyraźnie ciekawy.
-Żeby wyciągnąć od ciebie pewne informacje. Byliśmy pewni, że jesteś dziedzicem Slytherina-wyjaśniła z nieśmiałym uśmiechem. Widać było, że w głębi siebie głośno triumfuje.
-Ty i twoje przeklęte ,złote trio-powiedział, prychając z pogardą. -Wracając do naszego eliksiru...-powiedział nabierając go trochę do fiolki. -Trzeba sprawdzić czy oby na pewno jest zepsuty... powinien przybierać zapach ukochanej osoby i się zgadza... śmierdzi jak Weasley... wygląd to nic takiego... Granger jesteś pewna, że nie przypomina ci Weasley'a?
-Jesteś okropny-westchnęła, po czym jednym zaklęciem opróżniła kociołek. Stwierdziła, że nie ma sensu się z nim kłócić. Uśmiechnęła się, wspominając dawne czasy. Zapewne kiedyś by się o to tłukli. Teraz jednak... wszystko się zmieniło. Nie ma Rona, nie ma Harry'ego. Z dawnych przyjaciół została tylko ona, Ginny, Neavill i Luna. No i Zabini. Nowy, zasługujący na to przyjaciel. Spojrzała na siedzącego przed nią Blaise'a i Ginny. W pełnym milczeniu warzyli Veritaserum, które stawało się coraz bardziej przezroczyste.
-Zabije cię, Malfoy-warknęła w stronę blondyna, nie odrywając wzroku od drugiego Ślizgona.
-Już kiedyś próbowałaś i nie bardzo ci wyszło...-mruknął z niezadowoleniem wspominając atak książką.
-Nienawidzę cię-stwierdziła, zdając sobie sprawę jak bardzo jest on irytujący.
-Nie wiesz o czym mówisz-powiedział, a jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.
***
-Hermiona!-Blaise szybkim krokiem zmierzał w jej kierunku. Szatynka stanęła, z zaskoczeniem odwracając się w stronę Ślizgona.
-Tak?-ponagliła go, pokazując mu ciężką torbę, którą zmuszona była nosić. Brunet spojrzał na nią, szybko zabierając jej ją z rąk i przerzucając ją sobie przez ramię.
-Teraz nie będę musiał działać pod presją-wytłumaczył, pokazując szereg białych zębów.
-I tak mógłbyś się pospieszyć-zauważyła z niecierpliwością patrząc na bruneta.
-No bo... w weekend jest wypad do Hogsmade i...
-I...?-spojrzała na zegarek z niezadowoleniem stwierdzając, że nie starczy jej czasu na dojście do klasy. Blaise wydawał się być jednak bardzo przejęty i nie miała serca go nie wysłuchać.
-Tak sobie myślałem... nie chciałabyś się ze mną umówić?-spytał, dopiero po chwili uświadamiając sobie jak głupio zabrzmiała jego propozycja. Hermiona wytrzeszczyła oczy, zaczynając krztusić się własną śliną.
-To znaczy... nie to miałem na myśli!-powiedział szybko, cicho śmiejąc się z niezręcznej sytuacji . -Myślałem, że mogłabyś się ze mną umówić... tak po przyjacielsku... i że mogłabyś wziąć ze sobą Ginny.
Hermiona odetchnęła z ulgą, wywracając oczami.
-Blaise kiedyś dostanę przez ciebie zawału-powiedziała, nie mogąc powstrzymać rozbawionego uśmiechu. -Nie ma problemu. Jesteśmy umówieni-powiedziała, posyłając mu jeden z najbardziej uroczych uśmiechów. Po chwili puściła się biegiem w stronę sali. Dopiero w pół drogi uświadomiła sobie, że chłopak stoi w tym samym miejscu przyglądając jej się z rozbawieniem. Zawróciła, po czym wyrywając mu torbę, z powrotem puściła się biegiem.
Nie miała pojęcia, że całej tej sytuacji przygląda się z nieznanych sobie powodów zazdrosny do granic możliwości Draco Malfoy.
.
Nie wiedziała czemu nie chciała się z nim widzieć. Może to dlatego, że ich relacje uległy drastycznej zmianie?
Nie była przyzwyczajona do normalnej rozmowy z Draconem Malfoyem.
A co jeżeli zmienił się jak jej nowy przyjaciel Zabini? Co jeżeli on także jest godzien bycia jej przyjacielem?
NIE, NIE, NIE!
Skarciła się w myślach. Draco Malfoy od zawsze ją upokarzał i nazywał Szlamą. To ten sam Ślizgon, śmierciożerca i zdrajca!
Z premedytacją zabijał i torturował niewinnych ludzi...
Naprawdę w to wierzysz, Hermiono? - W jej głosie odezwał się cichy głosik.
Czy wierzyła? Czy naprawdę wierzyła w to, że siedemnastoletni chłopak był wstanie z własnej woli zaangażować się w takie przedsięwzięcie? Czy był szczęśliwy żyjąc u boku Voldemorta tak jak jego ciotka Bellatrix?
Nie, na pewno nie... W Draconie Malfoyu zawsze tliło się dobro, a teraz próbuje wyjść na prostą. Musiała w to wierzyć. Musiała wierzyć w to, że Draco Malfoy jest dobry. Musiała wierzyć, że ich miła rozmowa w pustej klasie nie była jedynie kłamstwem i grą z jego strony. Musiała. Inaczej straciłaby wiarę w ludzi. Jeżeli on nie był wstanie się zmienić, to wszelkie gadki o nawróceniu i zmianie w dobrego człowieka były jedynie czystym kłamstwem. Jeżeli on nie był wstanie być dobry, to dla nikogo nie było ratunku.
***
Lekcja eliksirów okazała się wyjątkowo trudna. Jasna czupryna, należąca do siedzącego przed nią chłopaka stale ją rozpraszała. Zasłaniał jej tablicę i ciągle gadał ze swoim przyjacielem, Blaise'm. Do tego wszystkiego jej myśli zajmowała tylko i wyłącznie jego osoba co było jeszcze gorsze.
-Malfoy, mógłbyś się z łaski swojej zamknąć?-szepnęła po dłuższej chwili dzielnego znoszenia jego głosu. Zdziwiony chłopak odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy wykwitł ironiczny uśmieszek. W jego ślady poszedł też Zabini, który w przeciwieństwie do niego, uśmiechał się bardziej ludzko.
-Czyżbyśmy ci przeszkadzali?-spytał blondyn, nie kryjąc swojego zadowolenia. Nie dość, że udało mu się ją wkurzyć, to jeszcze się do niego odezwała!
-Draco daj spokój, ona...-zaczął Blaise, jednak przerwał mu niezadowolony głos Horacego Slughorna.
-Panie Malfoy, panno Granger! Wasze domy tracą po 5 punktów! Skoro tak bardzo do siebie lgniecie... proszę bardzo usiądźcie razem.
-Przepraszam, panie profesorze-powiedziała Hermiona ze skruchą, przy okazji zabijając siedzących przed nią Ślizgonów wzrokiem.
-Panie Malfoy, proszę się przesiąść-powiedział nauczyciel, nie zwracając uwagi na przeprosiny Hermiony.
-Nie ma takiej potrzeby-powiedział Draco, za wszelką cenę pragnąc uniknąć kontaktu z Gryfonką, która z chęcią by go zamordowała.
-Nie pytam się pana o zdanie, Malfoy. Siadaj obok panny Granger-warknął już nieco poirytowany profesor. Blondyn prychnął pod nosem, z niechęcią siadając obok Hermiony. Dziewczyna odsunęła się jak najdalej niego, nie zamierzając nawet na niego spojrzeć. Poszedł w jej ślady, odwracając głowę w przeciwną stronę.
-Dzisiaj zajmiemy się różnymi eliksirami... Panno Weasley, proszę usiąść obok Zabiniego-ruda ze spuszczoną głową i zaciśniętymi zębami przesiadła się, przy okazji posyłając Hermionie spojrzenie pełne wyrzutu. -Wracając do tematu... Wylosujecie karteczki z nazwą eliksiru, który musicie uwarzyć.
Mężczyzna wyciągnął różdżkę, po czym za sprawą jednego machnięcia rozproszył po całej sali karteczki, które dotychczas spokojnie spoczywały na jego biurku. Hermiona spojrzała na lądujący przed nią zwitek pergaminu. Wyciągnęła rękę, powoli go rozwijając i z rezygnacją stwierdzając, że wraz z Malfoyem musi przygotować Amortencje. Nagle poczuła jak ktoś staje za jej plecami w niebezpiecznie bliskiej odległości. Mogła wręcz poczuć jego oddech na swoim karku.
-Eliksir miłości...-mruknął Malfoy, nie zdając sobie sprawy jak silnie działa na nią jego obecność.
***
- Znakiem, że wywar się udał jest bijący od niego perłowy blask i para unosząca się w charakterystycznych spiralach-powiedziała Hermiona, dobitnie cytując swój podręcznik. -Spieprzyłeś, Malfoy-stwierdziła z rezygnacją przyglądając się blondynowi.
-Nie mam pojęcia o co ci chodzi-odparł zupełnie niewzruszony jej niezadowoleniem.
-Może o to, że wygląda jak eliksir wielosokowy z dodatkiem włosów Crabb'a i Geoyl'a!-wyrzuciła z siebie, obrzucając go najchłodniejszym spojrzeniem na jakie było ją stać. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że powiedziała nieco za dużo. Zakryła dłonią usta, z przerażeniem obserwując reakcje chłopaka.
Blondyn ze zdziwieniem uniósł brwi, by po chwili przybrać na twarz blady uśmiech. Od śmierci Crabb'a nikt nie wspominał o jego "gorylach".
-Przepraszam ja...-zaczęła, jednak on szybko jej przerwał.
-Po co chcieliście zmienić się w Crabb'a albo Goyl'a?-wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Draco Malfoy był wyraźnie ciekawy.
-Żeby wyciągnąć od ciebie pewne informacje. Byliśmy pewni, że jesteś dziedzicem Slytherina-wyjaśniła z nieśmiałym uśmiechem. Widać było, że w głębi siebie głośno triumfuje.
-Ty i twoje przeklęte ,złote trio-powiedział, prychając z pogardą. -Wracając do naszego eliksiru...-powiedział nabierając go trochę do fiolki. -Trzeba sprawdzić czy oby na pewno jest zepsuty... powinien przybierać zapach ukochanej osoby i się zgadza... śmierdzi jak Weasley... wygląd to nic takiego... Granger jesteś pewna, że nie przypomina ci Weasley'a?
-Jesteś okropny-westchnęła, po czym jednym zaklęciem opróżniła kociołek. Stwierdziła, że nie ma sensu się z nim kłócić. Uśmiechnęła się, wspominając dawne czasy. Zapewne kiedyś by się o to tłukli. Teraz jednak... wszystko się zmieniło. Nie ma Rona, nie ma Harry'ego. Z dawnych przyjaciół została tylko ona, Ginny, Neavill i Luna. No i Zabini. Nowy, zasługujący na to przyjaciel. Spojrzała na siedzącego przed nią Blaise'a i Ginny. W pełnym milczeniu warzyli Veritaserum, które stawało się coraz bardziej przezroczyste.
-Zabije cię, Malfoy-warknęła w stronę blondyna, nie odrywając wzroku od drugiego Ślizgona.
-Już kiedyś próbowałaś i nie bardzo ci wyszło...-mruknął z niezadowoleniem wspominając atak książką.
-Nienawidzę cię-stwierdziła, zdając sobie sprawę jak bardzo jest on irytujący.
-Nie wiesz o czym mówisz-powiedział, a jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.
***
-Hermiona!-Blaise szybkim krokiem zmierzał w jej kierunku. Szatynka stanęła, z zaskoczeniem odwracając się w stronę Ślizgona.
-Tak?-ponagliła go, pokazując mu ciężką torbę, którą zmuszona była nosić. Brunet spojrzał na nią, szybko zabierając jej ją z rąk i przerzucając ją sobie przez ramię.
-Teraz nie będę musiał działać pod presją-wytłumaczył, pokazując szereg białych zębów.
-I tak mógłbyś się pospieszyć-zauważyła z niecierpliwością patrząc na bruneta.
-No bo... w weekend jest wypad do Hogsmade i...
-I...?-spojrzała na zegarek z niezadowoleniem stwierdzając, że nie starczy jej czasu na dojście do klasy. Blaise wydawał się być jednak bardzo przejęty i nie miała serca go nie wysłuchać.
-Tak sobie myślałem... nie chciałabyś się ze mną umówić?-spytał, dopiero po chwili uświadamiając sobie jak głupio zabrzmiała jego propozycja. Hermiona wytrzeszczyła oczy, zaczynając krztusić się własną śliną.
-To znaczy... nie to miałem na myśli!-powiedział szybko, cicho śmiejąc się z niezręcznej sytuacji . -Myślałem, że mogłabyś się ze mną umówić... tak po przyjacielsku... i że mogłabyś wziąć ze sobą Ginny.
Hermiona odetchnęła z ulgą, wywracając oczami.
-Blaise kiedyś dostanę przez ciebie zawału-powiedziała, nie mogąc powstrzymać rozbawionego uśmiechu. -Nie ma problemu. Jesteśmy umówieni-powiedziała, posyłając mu jeden z najbardziej uroczych uśmiechów. Po chwili puściła się biegiem w stronę sali. Dopiero w pół drogi uświadomiła sobie, że chłopak stoi w tym samym miejscu przyglądając jej się z rozbawieniem. Zawróciła, po czym wyrywając mu torbę, z powrotem puściła się biegiem.
Nie miała pojęcia, że całej tej sytuacji przygląda się z nieznanych sobie powodów zazdrosny do granic możliwości Draco Malfoy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)