-To nie takie proste,Malfoy-szepnęła, ocierając spływającą po jej policzku łzę. -Nie zrozumiałbyś.
-Ale ja chcę zrozumieć, Granger! Bardzo chcę zrozumieć.
-Nie mam ochoty rozmawiać, jasne?!
-Sama tu przyszłaś.
-Tamtego dnia kiedy mieli wypalić ci mroczny znak. Miałeś ochotę z kimś rozmawiać? A może odtrąciłeś wszystkich z wyniosłością czekając sobie na uroczystość?!
Za wiele. Przesadziła.
Wziął ją za ramiona i przycisnął do ściany, po czym patrząc jej prosto w oczy powiedział:
-Potrzebowałem wtedy rozmowy i nikogo nie odtrącałem, tak samo jak nie czekałem z wyniosłością na uroczystość. A tak w ogóle... nie sądzę by twoja ogólna sytuacja mogła się mierzyć z tamtym dniem.
Zapanowała cisza, podczas gdy on mordował ją wzrokiem, a ona tępo się na niego patrzyła.
-Przepraszam-szepnęła, odsuwając go od siebie, i kierując się do drzwi. -Cała ta zabawa w kłótnie i powroty nie ma sensu. Skończmy z tym, Malfoy. Skończmy zanim to wymknie się spod kontroli.
Nie czekając na jego odpowiedź wyszła. Wyszła, zostawiając go sam na sam ze swoimi myślami.
On jednak wcale nie miał ochoty myśleć, zagłębiać się w uczucia czy wspomnienia. Te dwie rzeczy wystarczająco go skrzywdziły. Opadł na łóżko, klnąc pod nosem wyjątkowo paskudne przekleństwo.
Był zły rozczarowany i chyba najzwyczajniej w świecie smutny. Jednak... nie zamierzał się nad sobą rozczulać. Sam tego chciał. Pocałował ją, doskonale wiedząc, że potem będzie bolało. Mimo wszystko... było warto.
***
-Harry... ja... naprawdę zawsze cię uwielbiałam. Ale, to przeminęło. Nawet nie mam pojęcia kiedy.
-Ginn...
-Poczekaj, daj mi powiedzieć, proszę. Wiem, że to jest żałosne, ale chcę być potem spokojna, że zakończyłam to właściwie. Nigdy nie żałowałam i nie będę żałować żadnej chwili, którą z tobą spędziłam. Ale zakochałam się w kimś innym. Poczułam coś, czego do ciebie nigdy nie czułam. I zrozumiałam, że to nie była prawdziwa miłość.
-Skąd wiesz?-spytał zdziwiony.
-Bo gdybym naprawdę cię kochała, nigdy nie zwróciłabym na tego drugiego uwagi.
-Skąd wiesz co ja do ciebie czuje? Skąd wiesz czy to nie jest prawdziwa miłość?
-Harry, skoro tego nie odwzajemniam, znaczy, że nigdy nie byliśmy sobie przeznaczeni.
-Będziesz gadać jakieś głupoty o przeznaczeniu, prawdziwej miłości?! Serio?!
-Harry-popatrzyła mu prosto w oczy, czując, że jeszcze chwila i straci odwagę zostając przy nim na zawsze.
***
-Draco, kochany. Czy mi się wydaje czy twój humor jest totalnie nie w porządku?-spytała jedna z Francuzek zawieszając mu się na ramieniu.
-Może-mruknął, zupełnie nie zwracając na nią uwagi i zajmując się czytaniem czegoś w swoim podręczniku.
-Odłóż tę książkę, lekcja jest dopiero za dziesięć minut-powiedziała dziewczyna wyrywając mu z ręki gruby tom.
-Oddaj.
-Opowiadaj. Kim ona jest?-spytała, zupełnie nie reagując na jego poirytowaną minę.
-Co?! Nie wiem o czym mówisz. Poza tym, byłabyś tak miła i nie wtrącała się w moje życie?-warknął, splatając ręce na piersi.
-Daj spokój. To, że nie wyszło ci z nią nie znaczy, że musisz być do końca życia uprzedzony do mnie-powiedziała, a on nawet nie zauważył kiedy zdążyła zaciągnąć go do jakiejś pustej klasy. Wywrócił oczami, w duchu przeklinając swoje roztargnienie. -Podobasz mi się, Draco-szepnęła zmysłowo dziewczyna, zarzucając mu ręce na szyje.
Patrzył na nią beznamiętnym wzrokiem, czekając na dalszy rozwój akcji.
-Musisz odetchnąć od tamtej dziewczyny, musisz zrozumieć, że świat nie kręci się wokół tej jedynej. Musisz wiedzieć, że możesz się dobrze bawić także bez niej...-powiedziała luzując jego szkolny krawat.
-Rozumiesz przez to...?
-Że musisz odpocząć.
-Twoje zachowanie mówi raczej "Rzuć się na mnie. Jestem tak zdesperowana, że możemy się razem pieprzyć. To nic, że nie potrafię wymówić twojego nazwiska!"-oznajmił zrezygnowany. -Tak właściwie... jak ty masz na imię?
-Carmen-powiedziała totalnie zażenowana. -Myślałam że jesteś...
-Nie kończ. Nie chcesz mnie wkurzać-powiedział, uśmiechając się przyjaźnie. -Do widzenia-powiedział, machając jej uroczo i przepuszczając ją w drzwiach.
Wyszła z niezadowoloną miną, a kiedy zobaczyła, że na korytarzu jest mnóstwo uczniów, którzy widzą tą akcje zmusiła się do uśmiechu i pomachała ręką w stronę blondyna.
-Wyślę sowę później. Jesteś świetny-krzyknęła z entuzjazmem. Musiała wyjść z twarzą.
Chłopak uniósł kąciki ust, co miało przypominać raczej grymas niezadowolenia, po czym nie czekając wyszedł z klasy.
Nie zamierzał się tym przejmować, dopóki nie zobaczył jej. Stała i przyglądała się wszystkiemu z wielkim rozczarowaniem w oczach. Nie widział w nich nienawiści czy złości. Właśnie dlatego czuł, że przegrał. Obojętność. Obojętność i smutek. Jedyne co mieszało się z czekoladowym kolorem jej oczu.
***
Kiedy tylko zniknęła mu z oczu, zaczęła biec. Najszybciej jak tylko potrafiła. Chciała znaleźć się w swoim dormitorium z dala od uczniów i niego. Zaznała ciężkiego szoku i właśnie dawała o tym znać. Niemal z rozbiegu wskoczyła na swoje łóżko, wtulając twarz w poduszki. Wybrała Rona, powinna liczyć się z tym, że Malfoy kogoś sobie znajdzie. Mimo wszystko wcześniej w ogóle o tym nie myślała. W wizji jej przyszłości zawsze znajdował się Draco. Jako nachalny, zakochany w niej chłopak. Zupełnie zapomniała o tym, że to Malfoy. Pozbiera się szybko, znajdzie inną dziewczynę, oświadczy się i będzie szczęśliwy.
Nieprawdopodobne jak wielką była egoistką. Zamierzała wyjść za Rona i żyć z radością, podczas gdy Draconowi życzyła wiecznej samotności.
Przeleciał jakąś szmatę w pustej klasie!!! - odezwał się głosik w jej głowie.
To nie zmienia faktu, że może robić co chce... - próbowała opanować rozszalałe myśli.
Nieprawda! Jeżeli ma już robić takie rzeczy to tylko z tobą!
-Merlinie, jaka ja jestem żałosna-krzyknęła, naciągając poduszkę za głowę. Nie miała prawa tak mówić, nawet myśleć. Nakrzyczała i pokłóciła się z nim o pocałunek, a teraz jest o niego najzwyczajniej w świecie zazdrosna. Musiała z tym skończyć. Raz na zawsze.
***
Mijały kolejne dni, a oni spędzali je, traktując się jak powietrze. Przechodząc przez szkolne korytarze udawali, że zupełnie nie zauważają swojego istnienia. Wszelkie prace prefektów zostały niedopuszczalnie zaniedbane, jednak żadne z nich nie sprawiało wrażenia jakby im to przeszkadzało.
No, może Hermionie, jednak jej duma była zbyt wielka by spotkać się w cztery oczy z Draconem. Popadała w co raz to większą paranoje unikając profesor McGonagall. Bała się konsekwencji.
Wszystko zmieniło się dnia, w którym dostała list i zmuszona była iść do jej gabinetu. Bała się strasznie, wiedząc, że czeka ją reprymenda za niewypełnianie obowiązków.
Zapukała cicho do drzwi, a gdy usłyszała "wejść", nacisnęła na mosiężną klamkę.
-Wzywała pani, pani dyrektor-powiedziała w stronę Minerwy.
-Usiądź dziecko-poprosiła kobieta, a Hermionę bardzo zdziwił ton jej głosu. Zdawała się być smutna, przygaszona... czyżby aż tak ją zawiodła?
-Proszę pani, ja wszystko wyjaśnię-zapewniła szybko, jednak kobieta zdawała się jej nie słyszeć.
-Dostałam sowę z ministerstwa w sprawie twoich rodziców.
Poczuła jak jej serce zamiera tylko po to by po chwili zacząć bić z zawrotną prędkością.
-Wiadomo gdzie są?-spytała, zrywając się z krzesła. Owszem, doniosła ministerstwu o zaginięciu państw Grangerów, ale nie sądziła, że ktoś zajmie się tym na poważnie. -Są bezpieczni, nic im nie jest?-dopytywała się, jednak dopiero po chwili uświadomiła sobie co może oznaczać mina profesor McGonagall.-Żyją?-wydukała, nie będąc pewna czy jest gotowa na zaprzeczenie.
-Mieli wypadek samochodowy, w dzień po tym jak wyczyściłaś im pamięć. Nie zdążyli nawet znaleźć się w Australii-powiedziała cicho kobieta. -Tak strasznie mi przykro-dodała widząc łzy w oczach dziewczyny.
-W porządku-powiedziała dziewczyna, ocierając łzy z policzków. Musiała być twarda. Chociaż tutaj, w gabinecie. -Dziękuję, że mi pani powiedziała. Niech przyślą mi papiery w sprawie pogrzebu.
Wyszła. A gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, puściła się biegiem, takim jakim chyba wcześniej nie biegła. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się w swoim dormitorium wtulona w poduszki na swoim łóżku.
Zaniosła się płaczem. Tak bardzo przepełnionym żalem i smutkiem... Nie pamiętała kiedy ostatnio tak płakała. Skuliła się w kłębek, czekając aż świeża rana, chociaż przestanie krwawić. Aż zabraknie jej łez do wypłakiwania, albo oddychanie przestanie sprawiać jej ból. Mimo wszystko... nie mogła sobie wyobrazić, że to kiedyś nastąpi. Nie wiedziała ile tak leży, wylewając swoje smutki. Może parę minut, może godzin...
Nagle poczuła jak czyjeś ramiona oplatają ją i mocno przyciągają do siebie.
-Tak mi przykro, Hermiono-powiedział, całując ją w czoło.
-Ron?-spytała, opierając ręce na torsie chłopaka. -Co ty tutaj robisz?-spytała łamliwym głosem.
-Pocieszam cię. Dostałem sowę od McGonagall. Powiedziała co się stało. Słuchaj, przepraszam za ostatnią kłótnię. Obiecuję, że się poprawię.
-Dziękuję-szepnęła dziewczyna, mocno się w niego wtulając.
Nosz kurde, ten rudzielec to zawsze musi być tam gdzie nie potrzeba! No niby jest tym jej chłopakiem ale jak ja go nie znosze!
OdpowiedzUsuńJedyna nadzieja w tym, że Herm jest zazdrosna o Draco a to już najlepsza droga do tego, żeby zauważyła, że zaczyna coś do niego czuć - i oby to stało się jak najszybciej ;)
Ale się porobiło. Rozdział jest świetny ♥ W sumie to nawet fajnie, że Hermiona nie wpadła w objęcia Dracona, przynajmniej będzie ciekawie :) Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ♥
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Łaaaał... Jejku, jak mi szkoda Hermiony :(
OdpowiedzUsuńNo i Dracona też, ale Hermiony bardziej bo jej do tego dochodzi śmierć rodziców ;( smutno mi, oj smutno.
Czekam na kolejny.
Odiumortis.
Lal jak zwykle swietny rozdzial i nie trzeba bylo dlugo czekac:-)podoba mi sie ze nie robisz z rona totlnego dupka bo wtedy herm m twardszy orzech do zryzienia
OdpowiedzUsuńNienawidzę tego tępego rudzielca !! A Herm ... No szkoda i powinien ją tam Draco pocieszać !! :P
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :)
Świetny rozdział. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńNo nie, nie, nie, nie! Tylko nie ten parszywy rudy szczur . grrr..., jak ja go nienawidzę.
OdpowiedzUsuńI dlaczego ona nie może wybrać Draco? I dlaczego on za nią nie pobiegł!
Do cholery, nie tak sobie wyobrażałam ten rozdział, liczyłam na buzi-buzi i '' kocham cię '' a tu dupa i musze czekać na kolejne rozdziały.
Ale za to cię uwielbiam <3 Potrafisz trzymać mnie w napięciu :D
weny i zapraszam do mnie:
nowa-hermiona-granger.blogspot.com
świedny rożdział:) czekam na następny
OdpowiedzUsuńNIE! Tylko nie Ron!! Rozdział super ale po co ten rudzielec się pojawił :-/ Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńStrasznie posmutniałam. Głupi Ron :( Mam nadzieję, że nie wszystko stracone. Rozdział świetny. Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całego bloga. Od początku do końca. I mam jedno, jedyne malutkie pytanie: co ten Ron tu robi?!
OdpowiedzUsuńPoza tym (XD) rozdział świetny. Szkoda mi rodziców Hermiony, biedna dziewczyna musi to strasznie przeżywać. Mam nadzieję że Draco się już niedługo przy niej znajdzie. Niech się chłopak opamięta, nieźle się z tą zakochaną dziewczyną wkopał ;/ ehh życie ;/
Weny,
Puchonka ;>
ZAPRASZAM DO MNIE >>>KLIK<<<
smutne :( ale i świetne :]
OdpowiedzUsuńTrochę przygnębiająco. Nie mam nic więcej do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńPożoga
a ja mam wrażenie, ze to nie będzie Ron , tylko Draco ;p
OdpowiedzUsuńJak smutno..... Szkoda mi ich czy oni nie widza ze krzywdzą siebie i nikogo innego? Ahhh czekam na rozwój akcji ;) Weny:P Pozdrawiam,Lili:D
OdpowiedzUsuńpanstwoweasley.blogspot.com
Świetne opowiadanie. Biedna Hermiona, tyle trudności naraz, problemy sercowe a tu jeszcze wiadomość o śmierci rodziców.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział
O nie nie nie nie nieee !
OdpowiedzUsuńGłupi Ron -.-
Ale JESZCZE BĘDZIE PIĘKNIE
JESZCZE BĘDZIE WSPANIALE :D
Biedna Hermi. Roździał świetny ale zamiast Rona powinien być Draco.
OdpowiedzUsuńOCZYWIŚCIE!!! Rudy zawsze w najodpowiedniejszym momencie... świetne opowiadanie, mnóstwo emocji, ląduje prosto na liście moich ulubionych :)
OdpowiedzUsuńRoooon po co wracasz -.-.-
OdpowiedzUsuń