poniedziałek, 23 września 2013

20. Więzienie zwane przeszłością

Jeden taniec, drugi, trzeci... Impreza niczym w filmie. Każdy świetnie się bawi. Głośna muzyka dźwięczy w uszach. Pamiętała jak do niej podszedł. Jak zamienili parę słów, a potem oddali zapomnieniu przez całą resztę nocy. Bawili się jak nigdy wcześniej, jakby to był ostatni raz kiedy mogą oddać się beztroskim chwilą... Właściwie to tak właśnie było. Wyszli z klubu, poczuli jak zimne powietrze owiewa im twarze. Później... film się urwał. Skończył się, a razem z nim wspomnienia. Jedyne co było w jej głowie to prześwity prędkości, którą czuli i moment w, którym się zatrzymali...

Znowu ten sam sen... Czy to się kiedyś skończy?! Wstała z łóżka, próbując uspokoić swój oddech. Usiadła przy biurku i ukryła twarz w dłoniach. Merlinie jak ona bardzo miała dość!
Postanowiła poczytać jakąś książkę. Miała jeszcze cały wolny tydzień ferii świątecznych, a to równało się z czasem na przeczytanie połowy biblioteki szkolnej. Chciała odsunąć od siebie niepotrzebne myśli i najzwyczajniej w świecie odpocząć od wszystkiego co ją otaczało. Słońce już pojawiało się na niebie i zaczynał padać śnieg. Mimowolnie uśmiechnęła się sama do siebie. Lubiła siedzieć w dormitorium kiedy za oknem była taka pogoda. Nadawało to takiej specyficznej atmosfery. Sama nie była wstanie tego określić.

                                                                           ***

Szedł uliczką Hogsmade, czując jak żołądek skręca mu się z nerwów. Powtarzał sobie w myślach zdania, które zamierzał powiedzieć rodzinie jednego z poległych w bitwie. Nieprawdopodobne, że McGonagall zleciła mu takie zadanie. Nieprawdopodobne, że się na to zgodził! Nie rozumiał rodzaju tej terapii, jednak wiedział, że jeżeli to spotkanie ma oznaczać 100% wolność to jest wstanie zrobić nawet coś takiego.
Pod czarnym płaszczem kryła się marynarka i jasnoniebieska koszula. No właśnie... jeszcze denerwował się swoim strojem. Jak powinno ubierać się na takie okazje?
Przeczesał nerwowo włosy, po czym biorąc nerwowy oddech nacisnął klamkę gospody Carla. Tak jak się spodziewał wszędzie było pusto. Podszedł do baru i szybko witając się ze znajomym zamówił szklankę ognistej whisky.
-Co się dzieje stary? Czyżby ta brązowowłosa piękność z tobą zerwała?
-Żeby tylko tyle...-mruknął, biorąc zdrowy łyk procentowego napoju. -To znaczy my nigdy nie byliśmy razem!-zaprzeczył szybko, po czym kończąc whisky, uśmiechnął się blado w stronę barmana. -Trzymaj za mnie kciuki-mruknął, po czym bez wyjaśnień, a co ważniejsze zapłaty wyszedł z gospody.

                                                                           ***

Stał na werandzie swojego domu z rękami założonymi w głębokie kieszenie granatowego płaszcza. Jego ciemne włosy, przyprószone były białymi płatkami śniegu. Było mu zimno, jednak czuł, że to właśnie na werandzie jest jego tymczasowe miejsce. Nie wiedział na co czeka, ani na co się patrzy. Jego mózg był tak jakby "wyłączony". Nagle ją dostrzegł. Ciemną sylwetkę zmierzającą w stronę jego domu. Zbliżała się, jednak rozpoznał ją dopiero wtedy kiedy znajdowała się naprawdę niedaleko. Jak powinien się zachować? Wybiec na spotkanie? Wejść do domu i zatrzasnąć drzwi przed nosem?
Zdecydował się na stanie w miejscu i oczekiwanie na pierwszy krok zbliżającej się postaci.
Zamierzał być obojętny na to co się wokół działo, obrażony za tak długą rozłąkę bez wyjaśnienia.
Jego serce zmiękło dopiero wtedy kiedy dzieliły ich centymetry. Kiedy mógł poczuć zapach jej rudych włosów, gdy mógł odwzajemnić szeroki, ciepły uśmiech...

                                                                            ***

Dwójka ludzi. Kobieta i mężczyzna. Małżeństwo. Wiek około czterdziestu, może czterdziestu pięciu lat. Eleganccy, równie spięci co on. Zamówili trzy kieliszki wina. Jedno dla niego. Kulturalni, a przynajmniej starali się tacy być. Widać przygotowywali się na to spotkanie od dłuższego czasu.
Wziął głęboki oddech, po czym podszedł do ich stolika, próbując wyglądać na jak najbardziej opanowanego.
-Państwo Scott?-spytał patrząc na nich swoim przenikliwym wzrokiem. Jedyne co pomagało mu w tym spotkaniu były godziny nauki dobrego zachowania, których doświadczył w dzieciństwie. Był arystokratą i był gotowy nawet na przeprowadzanie "takich" rozmów. Nie zmieniało to faktu, że były ciężkie.
-Czekaliśmy na pana, zapraszam-powiedział mężczyzna wskazując mu miejsce naprzeciwko. -Nazywam się Will, to moja żona, Amelia-przedstawił się, a chłopak odpowiedział na to nieśmiałym uśmiechem.
-Miło mi państwa poznać. Jestem Draco... Draco... Smith.
Nie musieli wiedzieć, że należy do znanej w całym kraju rodziny arystokratów-śmierciożerców.
-Dostaliśmy list od dyrektorki szkoły. Nasza córka walczyła podczas bitwy o Hogwart. Podobno macie o niej jakieś wieści-powiedział William Scott. Widać jego żona nie była zbyt rozmowna.
Draco przełknął ślinę, biorąc łyk wina, które zamówiło dla niego siedzące naprzeciw małżeństwo.
A więc o niczym nie wiedzieli... McGonagall pozostawiła mu naprawdę twardy orzech do zgryzienia...
Rodzice dziewczyny patrzyli na niego wyczekująco, a kiedy podsunęli mu czarno-białe zdjęcie córki, blondyn spiął się i poczuł jak jego serce zatrzymuje się na chwilę.
-Zależy nam by ją odnaleźć. Mógłby pan coś powiedzieć?
-Podczas bitwy śmierciożercy schwytali paru ludzi i teleportowali się z nimi poza obręby Hogwartu.
-Przecież w Hogwarcie nie można się teleportować-w końcu się odezwała. Widział jak bardzo ciężka jest dla niej rozmowa. Jak jej mąż trzyma pod stołem jej rękę, gładząc palcami wierzch jej dłoni. W jej błękitnych oczach zalśniły łzy i dopiero wtedy zauważył po kim tamta dziewczyna je odziedziczyła.
-Nasza Lucy nie skończyła nawet siedemnastu lat! Nie widzieliśmy jej tyle czasu, czy ktoś nam powie co się z nią stało?!
A więc była taka młoda... Wtedy, trzymana przez śmierciożercę, wydawała się dużo starsza. Taka odważna, dumna... Nie każdy popisałby się takim opanowaniem.
-Musiała być z Gryffindoru-powiedział cicho, uświadamiając sobie, czym dom lwa różni się od Slytherinu.
On walczyłby do końca, zmyśliłby parę wiarygodnych historii starając się zachować życie. Gryfoni zawsze byli tacy honorowi, nigdy nie prosiliby o litość.
-Znaleźliśmy miejsce, do którego ich zabrali. Przykro mi... nikt nie przeżył-wyznał, a w jego zazwyczaj zimnych, stalowoszarych oczach pojawiło się współczucie.
Amelia wydała z siebie zduszony pisk, po czym zakryła usta, z przerażeniem wpatrując się w blondyna. W Trzech Miotłach był zbyt wielki tłok by ktokolwiek mógł zwrócić uwagę na jej tragedię. Wszyscy oprócz męża, przygarniającego ją do siebie i Dracona, który przeniósł wzrok gdzieś w bok, nie mogąc się na to patrzeć.
-C-Czy ona... Czy ona bardzo cierpiała?-spytał ojciec błękitnookiej dziewczyny łamiącym się głosem.

Krzyk... rozdzierający ciszę panującą w ciemnym lesie. 
-Crucio, Crucio, Crucio!-wrzeszczał Grayback co chwila wybuchając szyderczym śmiechem. -A na dokładkę może.... Sectumsepmra! 
-Grayback, wystarczy-powiedział blondyn oschłym, zimnym tonem. -Ona już nie ma siły krzyczeć-dodał, widząc jak dziewczyna zamilkła, a po jej twarzy spływają gorzkie łzy. 
-Daj spokój. Trzeba było nie przychodzić. 
-Nie przyszedłbym, gdyby Yaxley mnie nie zmusił-warknął ściskając ręce w pięści. Nie mógł oderwać wzroku od błękitnych oczu przyglądającym mu się z błaganiem. Jakby przesyłały mu nieme "zakończ to". Wziął głęboki oddech patrząc na nią... z żalem, przeprosinami i najgorszą-bezsilnością. 
-A co powiesz na moje ulubione zaklęcie?-nagle z różdżki Graybacka wystrzelił żółty promień, a kiedy ugodził nim dziewczynę, po jej ciele przeszedł dreszcz wywołany nową falą bólu. Krzyknęła tak, jak nigdy wcześniej. Dźwięk pełen cierpienia... Mimo to nie zamknęła oczu. Prześladowała nimi blondyna. Błagając o to by to zakończył. Wiedział, że musi to zrobić. Że to najlepsze wyjście, najlepsza pomoc. 
-Avada Kadavra-powiedział cicho, wiedząc, że nigdy nie przestanie się nienawidzić. 

-Nie-opowiedział po długiej chwili zamyślenia. Mimo to, wszyscy przy stole wiedzieli, że wypowiedziane prze niego "nie" znaczyło dokładnie to samo co "tak". Czy pomógłby im mówiąc, że osobiście zakończył jej cierpienia? Ojciec niebieskookiej Lucy zacisnął szczęki, licząc w myślach do dziesięciu, a blondyn zastanawiał się czy nastąpi jakiś wybuch, czy może małżeństwo wstanie z krzeseł i opuści gospodę bez jakichkolwiek słów?
-Znał ją pan?-spytała kobieta starając się powstrzymać łzy. Oprócz koloru oczu Lucy musiała odziedziczyć po niej również siłę.
-Z widzenia-powiedział cicho żałując, że jedyne chwile w których widział dziewczynę musiały tak wyglądać.
-Wiadomo kto to zrobił?-spytał mężczyzna. Widać teraz jego smutek i żal zastąpił gniew. Gniew i nienawiść do tego, kto ośmielił się skrzywdzić jego córkę.
-Zemsta panu nie pomoże. Niech mi pan uwierzy, to jeszcze bardziej pana zniszczy.
-Po prostu chcę wiedzieć kto to zrobił!-wycedził, zamachując się pięścią na stół i w ostatniej chwili się przed tym powstrzymując. Byli wychowani i potrafili być opanowani nawet w takich momentach.
-Niech mi pan uwierzy... ci ludzie już za to płacą. Każdego dnia.  Żyją pośród mrocznych myśli i wspomnień. I wie pan co? Gdyby pan się na nich zemścił... wyświadczyłby pan im jedynie przysługę.
-Czy ty ich próbujesz bronić?-spytała kobieta z niedowierzaniem.
-Próbuję państwu jedynie powiedzieć, że... Lucy była wspaniała i mimo tego iż nigdy z nią nie rozmawiałem... wiem, że była dobrą osobą. Nieważne że umarła, to ona była zwycięzcą. To ona nie zostanie zapomniana. To o niej po śmierci będą mówić same dobre rzeczy. Żaden ze śmierciożerców nigdy nie będzie mógł liczyć na coś takiego.
Wypowiadając te słowa wcale nie miał na myśli Graybacka czy Yaxleya... Miał na myśli siebie. O nich już się nie martwił.
-Ci ludzie zabili naszą córkę! Tu nie chodzi o zemstę. Chodzi o sprawiedliwość. Nie pozwolę by ci ludzie...-ojciec Lucy zdawał się być rozgniewany i naprawdę roztrzęsiony. Nie zwrócił uwagi na przechodzącą obok kelnerkę, dlatego podczas żywej gestykulacji niechcący wytrącił jej z rąk tacę. Na nieszczęście Dracona spadł z niej kubek gorącej kawy, który rozlał się akurat na jego przedramię. Syknął z bólu i niewiele myśląc podwinął rękaw koszuli. Skóra była poparzona jednak nie to się teraz liczyło. Zamarł w miejscu i spojrzał na rodziców Lucy w oczekiwaniu. Widział jak ich mięśnie się napinają jak szybko analizują to co się dzieje.
Czarny, mroczny znak był obiektem ich obserwacji i nie zapowiadało się na to, że przestaną się gapić.
-Jesteś ich sprzymierzeńcem-wycedził mężczyzna zaciskając pięści.
-Nie-zaprzeczył szybko, uświadamiając sobie, że co raz bardziej się pogrąża. Wziął głęboki wdech i spojrzał w bok, nie mogąc znieść spojrzenia matki dziewczyny. Patrzyła na niego z wielkim zawodem, bólem.
Zastanawiał się co powinien zrobić. Zacząć się tłumaczyć? Wyjść? Udawać, że nic się nie stało?
-Teraz już jasne dlaczego tak ich broniłeś...-powiedział z goryczą William. -Przyznaj się, sam im pomagałeś, co?
Milczenie. Bo niby co miał powiedzieć? Wytłumaczyć im, że rzucił śmiercionośne zaklęcie na ich córkę, ale w dobrych intencjach?!
-Will, chodźmy stąd-szepnęła Amelia, a łzy spłynęły po jej policzkach. -Dziękujemy za spotkanie-dodała patrząc w stalowoszare oczy blondyna.
-Co ty wygadujesz Amelio?! Chcesz powiedzieć, że...
-Że skoro ten człowiek nie siedzi w Azkabanie to na to nie zasłużył-przerwała mu twardo. -Idziemy.

Wyszli. Pełni smutku, rozpaczy, roztargnienia... Nie tak powinny wyglądać święta.
Patrzył jak znikają za drzwiami gospody, by po chwili ukryć twarz w dłoniach i próbując się uspokoić.
Poparzenie na lewym przedramieniu piekło go niemiłosiernie, sprawiając wrażenie jakby to nie rana, a mroczny znak zaczął go wzywać. Okropne uczucie. Napawające strachem, ciemnością...
Po chwili zdecydował się wrócić do zamku. Czuł się paskudnie z tym co się wydarzyło. Ludzie zawsze będą utożsamiać go z tym kim już dawno nie był i nic nie jest wstanie z tym zrobić. Nie ważne jak bardzo by się starał, zmienił. Oni i tak zobaczą to, co chcą widzieć. To jeszcze bardziej go motywowało. Bycie ponad to. Bycie dobrym, szczęśliwym człowiekiem, który może widzieć świat inaczej.

19 komentarzy:

  1. "Ludzie zawsze będą utożsamiać go z tym kim już dawno nie był i nic nie jest wstanie z tym zrobić. Nie ważne jak bardzo by się starał, zmienił. Oni i tak zobaczą to, co chcą widzieć. To jeszcze bardziej go motywowało. Bycie ponad to. Bycie dobrym, szczęśliwym człowiekiem, który może widzieć świat inaczej." Te słowa są takie prawdziwe.... Och... kocham każdy z Twoich rozdziałów. Ale ten... mimo, ze jest w nim mało Dramione ma w sobie takie "coś", nie wiem ,może to ta końcówka, a może tragedia..... na prawdę nie mam pojęcia co w nim jest TAKIEGO !
    Boskie, piękne, cudne i wspaniałe oraz wiele, wiele innych.....
    Weny :)
    Pozdrawiam,Lili :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powaliłaś mnie na kolana tym rozdziałem...
    Zastanawiam się kto w tym najbardziej ucierpiał: Lucy, jej rodzice czy Draco. Lucy była bardzo torurowana, ale walczyła o dobro, Draco cały czas nosi kare na sobie, a rodzice Lucy stracili osobę, którą mocno kochali. ;((
    Smutne. Jednak mimo wszystko Amelia okazała się być... Hmm... Tolerancyjną osobą, jeżeli mogę tak ją nazwać.
    Genialny rozdział!
    Odiumortis.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział swietny, ma swoj urok, duzo emocji, podoba mi sie. Zycze weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam !
    Miło mi poinformować iż zostałaś nominowana do nagrody Liebster Award !
    Szczegóły tutaj :
    http://yourwonderwalls.blogspot.com/2013/09/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli kiedyś stworzysz własną serię książek i choćbyś nie była znana (ale raczej byłabyś BARDZO znana) to ja będę jedną z największych twoich fanek!

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny rozdział... Oj chyba każdy zasluguje na możliwość wytłumaczenia się i drugą szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedny Draco... Trudna misja... Cieszę się, że chociaż Amelia zrozumiała, że nic złego nie zrobił, skoro nie jest w Azkabanie...
    Kazdy, bez wyjątku zasługuje na drugą szansę. I myślę, że to piękne przesłanie dzisiejszego rozdziału.
    Piękny.
    Lumossy
    im-possible-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział, czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  9. czytam cię od dawna i po prostu nie mogę zrozumieć twojego ogromnego talentu. Tak perfekcyjnie potrafisz budowac emocje jak nikt inny! Świetna fabuła, niesamowicie napisane.. Tylko zdzroscic!
    Mam nadzieje, ze nie poprzestaniesz na tym opowiadaniu i napiszesz jeszcze więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jest genialny i bardzo poruszający. Spotkanie Dracona z rodzicami Lucy - mistrzostwo ♥ Ciekawa tez jestem, co tam u Blaisa i Ginny, ich spotkanie może być ciekawe :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. rozdzial jak zwykle swietny!:) zaraz odwiedzam tez drugiego bloga:)Zawsze jestem ciekawa jak wyglada praca dwoch osob nad jednym opowiadaniem;)

    Mam tylko jedno zastrzezenie, juz nie pierwszy raz to u Ciebie widze;) oddac sie beztroskiej chwili, albo oddac sie beztroskim CHWILOM. W celowniku koncowka jest - om, a wiec komu?czemu? dzieciom, dziewczynom, chwilom - Ty zawsze robisz ten blad, że piszesz tu koncowkę -ą. Nie pisze oczywiscie tego zlosliwie :)

    P.S. Jak zwykle rozdzialy dodajesz ekspresowno - podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że piszesz :) Staram się pisać jak najbardziej poprawnie więc dziękuję za uwagę. Od tej pory przywiążę do tego większą uwagę.

      Usuń
  12. Prawie się popłakałam jak Draco przypominał sobie Lucy. Takie smutne ;( Nie wiem co więcej mogę powiedzieć, bo że rozdział cudownie wyszedł chyba wiesz :)

    Weny
    WiŚenka
    dramione-nowe-zycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Exstra :D Podoba mi się postawa Amelii. Bardzo sprawiedliwa i nie ocenia książki po okładce :) Życzę weny!!!!
    {Olki

    OdpowiedzUsuń
  14. jejciu, ja super, że dodajesz tak szybko rozdziały. opowiadanie jest świetne ;) czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo głęboki jest ten rozdział. Dał mi do myślenia, motywuje. Na poczatku przejechalam rozdzial wzrokiem wylapujac niewiele slow i pierwsze pytanie w mojej glowie to "A gdzie dramione?" Gdy przeczytalam bylo dla mnie jasne, ze wszystkie dodatki sa zupelnie nie potrzebne, bo te slowa moga sie same obronic i zrobia to lepiej niz najlepszy dodatek moglby. Jednym slowem? Perfekcja.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ufffff.... namęczyłam się trochę, za nim trafiłam na tego ,,odpowiedniego,, bloga, gdyż weszłam na jeden i była notka z ogłoszeniem nowego bloga, weszłam tam i to samo, znowu weszłam i znowu to samo xD Ufff ufff uffff ;D
    Ciekawie piszesz ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  17. ile czasu mnie tu nie było ?
    na pewno za długo...
    żałuję, że tak wyszło i przepraszam ;***
    zawsze mnie nie ma kiedy tyle się dzieję, ale cóż zaczęła się szkoła, a kiedy wracam do domu nie mam ochoty na nic i jak by to powiedzieć mam wstręt do komputera... wiem ,wiem dziwnie to brzmi, ale taka prawda, bo od trzech tygodni, jak nie dłużej niczego nie czytałam, żadnego opowiadania, czy bloga, a teraz powoli zaczynam to nadrabiać...
    tylko szkoda, że dopiero teraz, bo napisałaś takie wspaniałe, cudowne i zachwycające notki ♥ jestem na siebie zła, że dopiero teraz przyszło mi to wszystko przeczytać
    ohhh masz talent dziewczyno, nie niezaprzeczalnie i sama o tym doskonale wiesz ;***
    MioNa i Draco, ich kłótnie, rozmowy, uśmiechy, no i pocałunek <3
    najpierw ta akcja z Ronem i Malfoy biorący winy na siebie i ratujący Hermione z opresji, tym samym siebie samego skazując na cierpienie i samotność ;((
    no, a póżniej te jego przemyślenia, odwiedziny u Granger i tekst o skradaniu pocałunku ^^ - tym mnie tak zachwyciłaś, no po prostu uwielbiam ;p
    no ale znowu te kłótnie, obojętność, kłamstwa na każdym kroku, no i śmierć rodziców Hermiony...
    cieszę się, że Malfoy spotkał ją na tym korytarzu i z nią został, że chciał jej przemówić do rozsądku, szkoda tylko, że tak to się później potoczyło i Hermiona postanowiła wyjść za Wasleya ;(((
    ale na pewno wszystko się zmieni, no musi, bo ohhh jak ja nie lubie smutnych zakończeń ;p
    i nawet nie wiesz jak mi się żal zrobiło Dracona po tym rozdziale, te jego odczucia, kurczę on tego nie chciał, to inni decydowali o jego losie i szkoda, że nie wszyscy to rozumieją, że oceniają go po jego znaku wypalonym na ręcę
    cieszę się jednak, że ta matka dziewczyny zrozumiała, a przynajmniej starała się zrozumieć :))
    no i teraz Hermiona powinna być przy Draconie i wspierać go, tak jak on ją ♥
    a co do Ginny i Diabła... tyle się porobiło, ale jak widać Ruda wróciła i wybrała naszego kochanego Blasie ;***
    inaczej być nie mogło, bo kurczę serduszko mi się krajało, gdy czytałam odczucia Zabiniego i jego reakcje na wszystko...
    ohhh nasi kochani Ślizgoni ;))
    czekam na więcej mycho i jeszcze raz strasznie cię przepraszam ;*** mam nadzieję, że mi wybaczysz ;))
    she-and-he-together-forever.blogspot.com

    Ps: miniaturka naprawdę wspaniała i napisz nam jeszcze jakąś, bo no co tu dużo gadać, podobała mi się i chcę więcej <3 teraz, już, natychmiast... ;p

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowne ♥
    Brak mi słów. Zawsze piszesz takie mądre słowa ,że nie da się na nie tak zwyczajnie odpowiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń